W pewnym momencie dotarłem do ściany, nie mogłem się przebić

Kamil Majchrzak przez długi okres swojej kariery balansował pomiędzy trzecią a czwartą setką rankingu ATP. Przełom przyszedł w 2019 roku, kiedy to piotrkowianin wygrał pierwsze turnieje rangi ATP Challenger Tour, zadebiutował w eliminacjach wielkoszlemowych, a później nawet w głównej drabince. Generalnie można odnieść wrażenie, że od kilku miesięcy oglądamy na korcie innego zawodnika. Porozmawialiśmy o tym, co zmieniło się w jego grze, problemach sprzed kilku lat i wielu innych aspektach zawodowych zmagań, które gołym okiem nie są widoczne dla przeciętnego kibica.

Wywiad przeprowadzony 30 lipca 2019 roku, podczas turnieju Sopot Open

Michał Pochopień: Dla mnie to pierwszy wywiad z tenisistą notowanym w TOP 100 rankingu ATP. Czy Ty już miałeś okazję rozmawiać z jakimś dziennikarzem będąc w tym gronie?

Kamil Majchrzak: (śmiech). W sumie nie. Jesteś pierwszy.

Okej. Co za zaszczyt. Co czułeś w poniedziałek, kiedy wstałeś z łóżka? Może wszedłeś na stronę ATP i sprawdziłeś, jaki numerek jest przy Twoim nazwisku? Czy może jest to dla Ciebie bardziej kwestia symboliczna, niż cel, który chciałeś osiągnąć?

W zawodowym tenisie zawsze się mówi o tej setce. To ona jest jakąś barierą, którą każdy chce pokonać. Jeśli mówi się o awansach, to nikt nie mówi, że chce wejść do TOP 500, a do TOP 100. Mam nadzieję, że będzie to dla mnie swego rodzaju przystanek na mojej drodze rozwojowej. Był to poniekąd jeden z celów na ten rok. Teraz w niej jestem i przede wszystkim skupię się na dalszym dobrym graniu. To mam nadzieję, że pozwoli mi zdobyć mocniejszą pozycję w tej setce i uda mi się zadomowić w niej na dłużej.

Kamil Majchrzak ma dla Was krótką wiadomość 🎾

Opublikowany przez Serwis na zewnątrz – tenisowy blog Michała Pochopień Wtorek, 30 lipca 2019

Zapewne zauważyłeś w ostatnim czasie większe zainteresowanie swoją osobą w mediach. Dostrzegł to również Twój trener, Tomasz Iwański, który skomentował to słowami: „to dość przykre i smutne, że teraz, gdy osiągasz dobre wyniki, to zainteresowanie jest, a kilkanaście miesięcy temu nikogo nie interesowałeś”. Uważasz, że takie coś to naturalna kolej rzeczy, czy jednak media i ogólnie – tenisowe społeczeństwo – powinno się interesować zawodnikami także na wcześniejszych etapach?

Wiadomo, że czym szybciej się ktoś zainteresuje, tym lepiej. Rozwój nie zawsze idzie w parze z wynikami, co miało miejsce także w moim przypadku. Niby wszystko szło fajnie, ale w pewnym momencie dotarłem do ściany. Nie mogłem się przebić, kilka lat dryfowałem na podobnym miejscu. Skończyła się pomoc, skończyły się środki. Miałem ogromne szczęście, że trafiłem na trenera Tomka. Naprawdę mi pomógł – nie tylko, jeśli chodzi o tenisowe aspekty. Życzę każdemu, aby trafił na taką osobę. A jeśli mogę coś do tych życzeń dodać, to aby miało to miejsce jak najszybciej.

W jednym z wywiadów przyznałeś, że kilkanaście miesięcy temu było blisko, abyś zakończył swoją karierę. Było to spowodowane tylko tymi problemami finansowymi, czy w konsekwencji byłeś również zmęczony samym tenisem i po prostu nie mogłeś się cieszyć graniem?

De facto odpowiedziałem na to w poprzednim pytaniu. Tenisowo doszedłem do takiej ściany, bariery. Topnieć zaczęły finanse, ponieważ, jak grasz w Futuresach, czy w Challengerach, to więcej dokładasz, niż zarabiasz. Też nie robiłem się młodszy, przez to tak zwany potencjał w oczach wielu ludzi mógł gasnąć. Głównym problemem były finanse, ale również w związku z tym, że przez trzy lata byłem w tym samym miejscu, to czułem, że albo nie potrafię grać lepiej, albo po prostu tak musi być. Nie wiem dokładnie, jak to opisać. Przeszkadzały mi bariery, które pozwolił mi przekroczyć trener Iwański. Nie chodzi tylko o bariery tenisowe, ale również te finansowe. Bez finansów, dobrze zorganizowanego treningu, czy możliwości wyjazdów z trenerem, a najlepiej całym sztabem, trudno osiągnąć sukces. A to wszystko kosztuje.

Od “wyroku” kończącego karierę, do triumfów na największych turniejach

Jeszcze nie zdążyłem powiedzieć o tym, że nawiązanie współpracy z Tomaszem Iwańskim było dla Ciebie momentem przełomowym, ale przewinęło się to już kilka razy. Widać gołym okiem, że od tego momentu coś się zmieniło i ruszyło to przodu – w kwestiach tenisowych i organizacyjnych. Zostańmy jednak przy rzemiośle tenisowym. Czy był jakiś element, nad którym skupiliście się najbardziej?

Praca ze mną jest i była wieloobszarowa, bo poza samym technicznym podejściem do zagadnienia, trener próbował mnie nauczyć, a właściwie nauczył, zupełnie innego spojrzenia na tenis. Uczy mnie wielu rzeczy, na wiele rzeczy patrzę teraz zupełnie inaczej. Z kwestii czysto tenisowych na pewno poprawiliśmy serwis, który jednak nadal jest do poprawy. Nie uważam jednak, że to jest wszystko na co mnie stać. Wszystko co najlepsze jest przede mną, w związku z tym ciągle pracujemy. Ciągle chcemy przenieść się na wyższy poziom, dlatego więc pojawiają się kolejne braki. To mnie mimo wszystko cieszy, bo przecież widzę miejsce na postęp – coś mogę poprawić, aby być jeszcze wyżej.

Przede wszystkim lepiej rozumiem tenis. Poznałem siebie, wiem, jak mam się zachowywać. Zarówno na treningach, jak i na meczach, przykładam wagę do rzeczy, na które wcześniej nie zwracałem uwagi. Mój rozwój jest bardzo obszerny.

Podsumowując – można powiedzieć, że trener Iwański otworzył ci oczy na rzeczy, które wcześniej nie miały dla Ciebie większego znaczenia?

Przede wszystkim rzucił inne spojrzenie na wszystko, co robiłem. Ma zupełnie inny pomysł na mnie, niż mieli moi poprzedni trenerzy. Ma inną filozofię podejścia do treningów, mojego grania i tego, co powinienem robić na korcie. I to przynosi efekt. To był strzał w dziesiątkę.

Bardzo często pojawiają się dyskusje na temat tego, w jakim miejscu rankingu ATP powinien być tenisista, aby mógł spokojnie żyć z tenisa – nie zastanawiać się nad tym, co będzie za tydzień czy dwa.

Same Challengery na pewno nie wystarczą, to musi być poparte też albo turniejami ATP, albo najlepiej imprezami wielkoszlemowymi – to właśnie tam można sobie zapewnić spokój na jakąś część sezonu, czy nawet cały sezon. TOP 200, czy TOP 150 nie daje zupełnie nic. Uważam, że lepiej jest w setce, ale nie mogę tego potwierdzić, bo nie mam takiego doświadczenia. Dopiero za jakiś czas będę to mógł ocenić.

Bycie tenisistą, a ogólnie rzecz biorąc po prostu sportowcem, polega na ciągłym poprawianiu swoich umiejętności. Jest jakiś element rzemiosła tenisowego, który ćwiczysz ciągle, ale masz problem z wniesieniem go na wyższy poziom?

Wszystko oczywiście zabiera czas. To jest kwestia względna, czy zajmie to więcej albo mniej czasu. Najtrudniejsze jest wyeliminowanie starych nawyków, aby przerodzić je na to, nad czym pracujemy na treningu. Tam jest łatwiej, bo grasz bez stresu, bez obciążenia mentalnego. Na meczach często gra się pod presją, dlatego robi się to, co jest w nas zakorzenione. To jest najtrudniejsze, do tej pory z niektórymi rzeczami mam problem. Natomiast, jeśli chodzi o postęp, to w każdym aspekcie jest lepiej. Stworzyłem swoją klasę gry, którą chcę ciągle poprawiać w każdej płaszczyźnie.

Dostałem ciekawe pytanie od czytelnika: większa jest różnica pomiędzy pierwszym a 100. zawodnikiem świata, czy 100., a 1000.?

Ouh. Trudne pytanie. Ja uważam, choć może to jest na wyrost, że pomiędzy zawodnikami plasującymi się między 30., a 250. miejscem może wydarzyć się wszystko, Poziom jest wyrównany, więc nie ma reguły na to, kto wygra. Rozchodzi się o regularność i wyniki na przestrzeni roku, a nie to, co miało miejsce w jednym turnieju.

Tenisowo nie czuję wielkich różnic. Sam często trenuję z kimś, kto jest 50. na świecie i mam wrażenie, że jestem lepszy. To jednak nie chodzi o czucie tego, a po prostu o wygrywanie meczów. To jest najważniejsza umiejętność w tenisie. Trzeba wiedzieć, co robić w ważnych momentach. Mało tego – trzeba to także robić. Każdy potrafi zagrać forehandem, backhandem, czy zaserwować. Wszystko sprowadza się do jednej, a może dwóch piłek, które trzeba wygrać. To jest największa różnica.

Po wejściu do TOP 100 stawiasz sobie jakiś kolejny cel, czy odpowiesz mi dyplomatycznie, jak większość tenisistów, że dla Ciebie liczy się progres, a wyniki same przyjdą? 

Tak, jak wspomniałem na wstępie – wierzę, że to jest dopiero początek. Nie da się określić czyjegoś limitu. Teraz nie widzę przed sobą żadnych barier. Zrobię wszystko, aby zmaksymalizować moje możliwości i żeby doprowadziło mnie to do jak najwyższego miejsca w rankingu ATP. Tak więc będzie to półdyplomatyczna odpowiedź.

fot. East News / Newspix

Dodaj komentarz

UA-120295791-1