„Jestem tylko jakimś kolesiem z Indii” – poznajcie Sumita Nagala

Dla Rogera Federera poniedziałkowy mecz pierwszej rundy wielkoszlemowego US Open będzie spotkaniem, których w swojej karierze rozegrał już kilka tuzinów. Natomiast dla Sumita Nagala będzie to najwspanialsze doświadczenie w życiu, coś na wzór spotkania się z bogiem, bowiem „Bogiem tenisa” nazywa Federera. Poznajcie hinduskiego tenisistę, który w swoim debiucie na Wielkim Szlemie zmierzy się z jednym z najwybitniejszych graczy na świecie i będzie to miało miejsce przy bacznej obserwacji kilku tysięcy osób na korcie Artura Ashe oraz wielu milionów przy telewizyjnych odbiornikach.

Będzie to dla mnie świetna okazja, aby zagrać przeciwko Rogerowi Federerowi na korcie Artura Ashe’a. To najprawdopodobniej najlepsza rzecz jaka mogła mi się wydarzyć. Od zawsze miałem nadzieję, że kiedyś będę mógł zagrać z Rogerem. On jest bogiem tenisa, więc tak – nie mogę się doczekać tego meczu.

***

„Panie Bhupathi, czy mógłby Pan spojrzeć na moją grę?”

Dziewięć słów. Jedno zdanie. Bez niego nie nie byłoby nic. W momencie, gdy Sumit Nagal je wypowiedział, wówczas rozpoczęła się jego tenisowa kariera. Bez tego nie byłby w gronie dwustu najlepszych tenisistów na świecie, nie wróciłby w trzeciej rundzie eliminacji ze stanu 5:7, 0:3 i po raz pierwszy w karierze nie zakwalifikowałby się do imprezy wielkoszlemowej. I co najważniejsze – nie zadebiutowałby w US Open meczem z Rogerem Federerem.

***

Spełnienie marzenia

Sumit Nagal był już jedną nogą poza wielkoszlemowym US Open – w starciu z Brazylijczykiem Joao Menezesem przegrywał 5:7, 0:3 i nic nie wskazywało, aby miał plan na to, aby odwrócić losy tego spotkania. Wtedy, na korcie numer cztery, coś się zmieniło – Hindus nabrał wiatru w żagle i rozpoczął heroiczną pogoń. Zaczęło się od wygrania sześciu z siedmiu gemów i wyrównania stanu gry. Zmotywowany Nagal poszedł za ciosem w decydującym secie, a rozkojarzony Menezes nadal nie wiedział, co się wydarzyło w poprzedniej partii. 22-latek wypracował sobie przewagę dwóch przełamań, którą dowiózł już do końca spotkania.

Tenisista, który w swoich trzech wcześniejszych startach w wielkoszlemowych eliminacjach nie wygrał ani jednego meczu, na US Open odniósł trzy zwycięstwa i zaznał smaku awansu do głównej drabinki. Kilka godzin później to doświadczenie okazało się jeszcze bardziej szczególne. Gdy siedział w szatni i rozmyślał nad tym, co osiągnął, dostał SMS-a od trenera: „Nagal – Federer w poniedziałek wieczorem”.

To niesamowite. Grałem w trzech szlemach i w żadnym nie przeszedłem nawet rundy. Granie w takich turniejach to coś niebywałego. Coś, o czym marzą wszyscy. I zagrać przeciwko Federerowi, chciałem tego. Mówiłem to wcześniej moim znajomym. Kiedy ludzie mówili mi, że Federer trafił na kwalifikanta, to zawsze myślałem, jak bardzo bym tego chciał.

Po prostu chcę z nim zagrać. Nic innego nie ma znaczenia. Nie chodzi o to, aby ciągle wygrywać, albo przegrywać. To tylko doświadczenie. W końcu to ktoś, kto ma 20 wielkoszlemowych triumfów!

Niesamowita ekscytacja towarzyszyła Nagalowi we wszystkich wypowiedziach, których udzielił w ciągu ostatnich kilkunastu godzin. Ten człowiek zupełnie nie kalkuluje – dla niego nie ma żadnego znaczenia to, że jest całkowicie spisywany na straty i nikt mu nie daje żadnych szans. Jego to w ogóle nie obchodzi. – Nie obchodzi mnie to, co powiedzą o mnie komentatorzy w telewizji. Będę się dobrze bawił z publicznością, jednocześnie grając z jednym z najlepszych tenisistów w historii. Jestem tylko jakimś kolesiem z Indii, tworzę swoje nazwisko. Nie mam nic więcej.

Hindus bardzo szybko dał się poznać jako ciekawy rozmówca – bez jakichkolwiek zahamowań, po kilku zdaniach zachwytów nad możliwością zagrania z Federerem, przyznał, że Szwajcar nie jest jego idolem. I to nie dlatego, że czci Rafaela Nadala czy Novaka Djokovicia. – On jest po prostu za dobry. Nigdy nie chciałem go kopiować. Jeśli obejrzysz Federera, zobaczysz to, co robi z piłeczką, a następnie będziesz chciał to powtórzyć, to skończy się to złamaniem rakiety. Dlatego nie jest moim idolem.

***

14 lat wcześniej

Historia Nagala rozpoczęła się wiele lat wcześniej zanim stanął na obiektach Narodowego Centrum Tenisowego USTA Billie Jean King. Cofnijmy się do 2005 roku.

W Japonii sportem narodowym jest baseball, w Brazylii piłka nożna to dla wielu całe życie. Natomiast w Indiach krykiet traktuję się jako religię. Nagal, gdy dorastał, żył w przeświadczeniu, że chce uprawiać ten sport – dlatego na jego trenowaniu spędzał od ośmiu do dziesięciu godzin dziennie. Jego ojciec, Suresh, mu jednak to odradzał i szukał alternatywy dla swojego syna. Tak własnie Sumit trafił do lokalnego klubu tenisowego.

Zaledwie dwa lata później nastąpił moment, który pozwolił na rozkwit jego talentu. Indyjska tenisowa legenda, Mahesh Bhupathi, organizował coś na wzór selekcji do swojej akademii. Jeden z „castingów” odbywał się w Nowym Delhi, do którego Nagal z rodzinnego miasta miał zaledwie 40 kilometrów. Tam ówczesny 10-latek wypowiedział wspomniane dziewięć słów, które zmieniły wszystko.

Uderzałem z innymi dziećmi i był taki moment, kiedy podszedłem do Mahesha i powiedziałem: „Panie Bhupathi, czy mógł Pan spojrzeć na moją grę?”. Wiedziałem, kim on jest, dlatego po prostu złapałem go za rękę i to powiedziałem. Potem najprawdopodobniej powiedział mojej rodzinie, że mnie weźmie. 

– To moment, który zmienił moje życie. Gdybym mu tego nie powiedział, to nie siedziałbym tutaj teraz. Moja rodzina nie miała wystarczająco pieniędzy, aby mnie utrzymywać, gdy byłem młody. Nie grałbym w tenisa, gdybym nie wykazał się wtedy odwagą. Nie byłoby mnie teraz w Nowym Jorku. Jestem tego całkowicie pewny. Jestem bardzo dumny, że zrobiłem to w takim wieku.

Nagal znalazł się w gronie kilku tysięcy dzieci, z których tylko trójka szczęśliwców została wybrana przez Bhupathiego. Teraz 22-latek chce, aby Indie zadomowiły się na tenisowej mapie świata. I ma na to dobrą okazję – chociaż czasy Leandera Paesa, Vijaya Amritraja i Mahesha Bhupathiego już dawno minęły, to tenis z ich kraju ma się nieźle. Hindusi po raz pierwszy od ponad dwóch dekad będą mieli dwóch singlistów w głównej drabince imprezy wielkoszlemowej. W 1998 roku na Wimbledonie byli to Paes i Bhupathi. Teraz Nagal dołączył do Prajnesha Gunneswarana w Nowym Jorku.

W ostatnich latach Indie pokazały światu kilku dobrych tenisistów – Gunneswaran ma za sobą debiut w TOP 100 rankingu ATP, Ramkumar Ramanathan zagrał w finale turnieju ATP w Newport, a Yuki Bhambri wystąpił w sześciu imprezach wielkoszlemowych. Żaden z nich jednak nie dał poznać się światu w tak młodym wieku, jak Nagal.

Gram dla mojej rodziny, która nie jest związana z tenisem. To był ogromny przypadek. Kiedy wygrałem juniorski Wimbledon w deblu – w oczach mojej rodziny pojawiły się łzy wzruszenia. Gram dla nich i mojego kraju. Jestem bardzo dumny grając dla Indii. Moim celem jest bycie jak najlepszym – nie 80., czy 90. na świecie. Nie chcę, aby ludzie mówili, że Indie to tylko krykiet. Ludzie natomiast nie mówią, że Indie to dobry kraj dla tenisa, więc chcę to zmienić.

Tatuaże, japońska kultura i życie w Niemczech

Tenisista z Jhajjar poza kortem wielbi japońską kulturę. Na lewym ramieniu ma kilka tatuaży, które przedstawiają świątynię, samuraja oraz kwiat lotosu. Głośno mówi, że duma oraz stosunek do życia prezentowany przez Japończyków to coś, co dodaje mu energii.

Obecnie 190. tenisista rankingu ATP trenuje w Nensel Academy, która mieści się w mieście Peine w Dolnej Saksonii. Tam przeprowadził się rok temu, wcześniej jego baza treningowa mieściła się w Hiszpanii. Szkoleniowcem Hindusa jest Sascha Nensel – prezes klubu, a niegdyś trener Nicolasa Kiefera i Julii Goerges.

Jego ulubioną nawierzchnią jest mączka. Na kortach ziemnych nieprzerwanie rywalizował od kwietnia do lipca. Start w eliminacjach do US Open był jego piątym występem na kortach twardych w tym sezonie. Chichot losu jest taki, że w pierwotnym planie zakładał odpuszczenie zmagań na obiektach Flushing Meadows i skupienie się na kortach ziemnych aż do końca roku.

***

Chodzi tylko o to, aby być szczęśliwym na korcie. Kiedy jesteś szczęśliwy i nie możesz doczekać się rywalizacji, pomaga to we wszystkim. Takie wydarzenia sprawiają, że wszystko, co ma miejsce na poziomie ATP Challenger Tour, jest warte zachodu. Za każdym razem, gdy pokonujesz kogoś dobrego, zyskujesz zaufanie. A to jest gra, w której zaufanie ma duże znaczenie.

źródło: atptour.com, Times of India

Dodaj komentarz

UA-120295791-1