Praca w supermarkecie, starania o zasiłek – nowa rzeczywistość tenisistów

W dobie pandemii wielu sportowców znalazło się w trudnej sytuacji. Większość z nich jest jednak na kontraktach, przez co koniec końców jakieś (choć oczywiście mniejsze, niż w normalnych okolicznościach) środki trafiają na ich konta bankowe. To pozwala im na spokojne przetrwanie okresu, w którym nie mogą wykonywać swojej pracy. Pod ścianą natomiast znaleźli się tenisiści, którzy przecież zarabiają wówczas, gdy wychodzą na kort. A to w tym momencie – nie licząc pojedynczych turniejów sparingowych – jest niemożliwe. Nie dziwi więc, że znajdują się tacy, którzy decydują się na tymczasowe przebranżowienie i pójście do „normalnej pracy”.

Najwięcej mówi się o Kevinie Krawietzu, który mam wrażenie, że obecnie zyskał większą popularność, niż niespełna rok temu, kiedy to wraz z Andreasem Miesem, jako zawodnicy z „tenisowych peryferii”, nieoczekiwanie sięgnęli po tytuł w grze podwójnej na French Open. Co więc obecnie przysporzyło Niemcowi taką popularność? Otóż to, że w czasach, gdy większość tenisistów użala się nad tym, iż z powodu pandemii COVID-19 nie może zarabiać pieniędzy, on sam wziął sprawy w swoje ręce i poszedł do pracy. A, że zdecydował się na pracę w supermarkecie Lidl, to sprawę natychmiast podchwyciły media. Choć 28-latek z Coburga nie zamierzał robić wokół szumu i nie była to – mimo, że znajdą się osoby, które snują takie domysły – akcja marketingowa, wszystko spowodowało, że mistrz French Open z 2019 roku w ostatnich dniach pracy więcej czasu spędza na rozmowach z mediami, niż wykonywaniu swoich obowiązków.

Na wstępie musimy sobie coś wyjaśnić. To nie jest tak, że Krawietz, który w ubiegłym roku wygrał French Open i zagrał w półfinale US Open, a także zarobił na korcie ponad 500 tysięcy euro, po kilku tygodniach bez gry w turniejach został bez pieniędzy. – Nie chodzi o pieniądze, bo na szczęście bardzo dobrze nam poszło w ubiegłym roku – zaczął aktualnie 13. deblista rankingu ATP opowiadając na łamach Daily Mail o motywach podjęcia pracy w Lidlu. – Bardzo mnie nudziła kwarantanna, a mam przyjaciela, który pracuje w tej sieci sklepów. Pewnego razu zażartował, że szukają ludzi do pracy.

Koniec końców żart przerodził się w poważną ofertę. Krawietz kilka dni później rozpoczął pracę w Lidlu. Jako osoba wykładająca towar, zarabiająca 12,50 euro na godzinę. Przypomnę, że nadal piszę o tenisiście, który w ubiegłym roku zarobił ponad 500 tysięcy euro na korcie. – Pomyślałem, że warto tego spróbować. Szukałem nowego doświadczenia i chociaż to nie jest to samo, co bycie lekarzem, to jednak praca w supermarkecie w tej chwili jest bardzo ważna w kontekście pomagania społeczności – opisywał reprezentant Niemiec, który w żadnym wypadku nie liczył na taryfę ulgową. – Kilka razy zaczynałem pracę o 5:30, kiedy układałem towar na półkach, a kończyłem o 20:30, gdy zajmowałem się wózkami. Czasem musiałem stanąć przed sklepem i zorganizować wchodzących tam ludzi. W naszym sklepie każdy musi mieć wózek, aby zachować odpowiedni dystans od siebie. Musisz im to wyjaśnić, nawet jeśli chcą zakupić tylko kilka owoców. Moim zadaniem było także dezynfekowanie wózków.

Krawietz liczył, że uda mu się przebrnąć przez okres pracy w Lidlu anonimowo. To się jednak nie udało, bowiem został „spalony” przez dziennik Der Spiegiel. – Niektórzy z moich kolegów ze sklepu byli zszokowani, gdy się dowiedzieli, kim jestem. Właściwie, to jedną z najmilszych rzeczy, było ich poznanie. To mnie nauczyło, że każdy z nas ma swoją historię. 

28-latek zanim zaczął odnosić deblowe sukcesy w parze z Miesem miał za sobą sporo „chudych” lat. Najlepiej zobrazuje to fakt, że chociaż w swojej dotychczasowej karierze zarobił ponad jeden milion euro, to jednak połowę z tego zgarnął w 2019 roku. Wcześniej, przez dziewięć lat kariery, miał problem, aby wiązać koniec z końcem. Gdyby nie ostatnie sukcesy, to pracy w Lidlu zapewne nie traktowałby jako ciekawe doświadczenie, a jako możliwość przeżycia trudnego okresu.

***

Nie tylko Hurkacz. Kim jest Michałek, który grał w pokazówce na Florydzie?

Kevin Krawietz to nie jest jedyny tenisista, który z powodu braku zawodowych rozgrywek, postanowił znaleźć alternatywny zarobek. Podobnie zrobił jego starszy, choć mniej utytułowany rodak, Andre Begemann. Niegdyś 36. tenisista świata zabezpieczył się jednak odpowiednio wcześniej – najpierw, na początku XXI. wieku, na Uniwersytecie w Pepperdine ukończył prestiżowy kierunek Master of Buisness Administration, co przydało mu się w przyszłości. Reprezentant Niemiec od kilku jest właścicielem banku oraz placówki pocztowej w jego kraju. O ile zazwyczaj zajmował się zarządzaniem biznesem, tak w czasie pandemii zajął się najprostszymi czynnościami.

Kupiłem pocztę i bank w Niemczech. Chociaż zwykle jestem przyzwyczajony do prowadzenia działalności po stronie przedsiębiorcy, teraz pomagam ludziom z pierwszej ręki – jako kasjer i pośrednik. Jeszcze przed rozpoczęciem kariery tenisowej ukończyłem studia w Stanach Zjednoczonych, a następnie zacząłem budować własny biznes podczas gry. Robię to, aby zabezpieczyć się finansowo po zakończeniu tenisowej przygody, ale także w takich sytuacjach, jak ta. Polecam każdemu tenisiście spróbowanie różnych opcji – czy chodzi o pomoc społeczeństwu, czy o zarabianie na życie i bycie stabilnym finansowo – powiedział 35-latek, który w swojej karierze wygrał cztery turnieje ATP – ostatni raz miało to miejsce w 2014 roku w Gstaad.

Nie każdy jednak patrzył tak daleko w przód, jak Begemann, a tym bardziej nie każdy, a wręcz nikt, nie spodziewał się, że światowa pandemia zrobi z wielu tenisistów bezrobotnych. Amerykański zawodnik, Mitchell Krueger, wydaje się być zupełnie bezradny, przez co wpadł na pomysł, aby zapisać się do bezrobocia. Z logicznego punktu widzenia – dlaczego miałby tego nie zrobić, przecież stracił możliwość zarabiania, ale z drugiej strony – gdy rozgrywki trwały w najlepsze, to podobnie, jak obecnie – nie był nigdzie zatrudniony.

Aktualnie 195. tenisista świata próbował skontaktować się z Texas Workforce Commission w celu uzyskania zasiłku dla bezrobotnych, ale nieskutecznie. 26-latek uważa także, że obecna przerwa od rozgrywek spowoduje, iż wielu tenisistów nie wróci już do zawodowego sportu. Po prostu wybiorą zwykłą pracę. – Tenisiści szybko zdadzą sobie sprawę z tego, że nie przetrwają, nie zarabiając pieniędzy. Zdecydują się na pracę, którą uznają za tymczasową, ale potem sobie pomyślą: „Ej, żyje mi się dużo lepiej”. Skłamałbym, gdybym powiedział, że sam się nie zastanawiałem nad tym, co mógłbym robić – zdradził amerykański gracz.

Są też tacy, którzy najzwyczajniej w świecie nie muszą sobie zawracać głowy myślami do pracy. Ich jedynym problemem jest brak miejsca do trenowania, jak jeszcze do niedawna miało to miejsce w przypadku Arthura Reymonda. Aktualnie 588. tenisista świata wraz ze swoim ojcem postanowił wykorzystać wolny czas na odrestaurowanie ich prywatnego kortu. Całość prac zajęła im dwa tygodnie, ale efekty są naprawdę niezłe! Podobnego zadania podjął się polski tenisista, Mateusz Terczyński, który razem ze swoim ojcem od podstaw zbudowali przydomowy kort z zieloną mączką!

Świetna historia! 🥰Francuskie obostrzenia nie pozwalają na grę w tenisa na publicznych kortach, przez co tenisiści…

Opublikowany przez Serwisa nę zewnątrza – tenisowego boga Michałę Pochopnia Sobota, 9 maja 2020

 

Dodaj komentarz

UA-120295791-1