Gdy tenis schodzi na boczny tor. Maytin i jego super tie break o życie

Życie pisze najróżniejsze – nawet te najbardziej brutalne – scenariusze. Na własnej skórze przekonał się o tym Roberto Maytin. Człowiek, który cały ziemski żywot podporządkował zdrowemu trybowi życia, aby móc odnosić sukcesy w uprawianej przez niego dyscyplinie, którą jest tenis. Przez wiele lat wydawało mu się, że wszystko robi dobrze. Ogromne wątpliwości pojawiły się 18 listopada, kiedy to jego życie odwróciło się do góry nogami. Zmieniły się jego priorytety – zupełnie nieistotne stało się to, kiedy i gdzie rozegra następny turniej, albo ile tytułów zdobędzie w najbliższym czasie. Rozpoczęła się walka o życie. Często tak bardzo niedoceniane..

Życie. Słowo życie. W powyższej zajawce zostało ono użyte cztery razy. Nieprzypadkowo. Jeszcze miesiąc temu Roberto Maytin cieszył się swoją ziemską egzystencją. Dopiero co 14 listopada występem w turnieju rangi ATP Challenger Tour w Houston zakończył tegoroczne zmagania – zdobył cztery tytuły w deblu, przez pewien moment był 117. tenisistą rankingu ATP w deblu, sezon zakończy w TOP 140. Obecnie nie odgrywa to jednak dla niego jakiegokolwiek znaczenia.

Poniedziałkowa noc, 18 listopada, na zawsze zostanie w pamięci Maytina. Nie będzie to jednak coś, co spowoduje uśmiech na jego twarzy. Wenezuelczyk nie mógł spać przez całą noc – do tego towarzyszyły mu bóle pleców, ekstremalne pocenie się, a także ból brzucha. To skłoniło go do jak najszybszego zameldowania się w szpitalu. – Poszedłem tam z powodu silnego bólu brzucha. Zrobiono USG mojego żołądka, gdzie znaleziono coś podejrzanego. Lekarze obawiali się, że to rak, dlatego sprawdzili również moje jądra.

To, co miało się okazać rutynowym badaniem, stało się czymś w rodzaju wypadku. Tego dnia byłem hospitalizowany, nie pozwolono mi wrócić do domu. Musiałem zostać w szpitalu i byłem poddany kolejnym badaniom. Następnego dnia biopsja potwierdziła, że mam raka lewego jądra – opisywał Maytin w wywiadzie dla hiszpańskiego portalu Punto de Break.

Jeśli powyższą informację można nazwać wybuchem wulkanu, to jej dalsza część była dla Maytina niczym lawina po erupcji wulkanu. Wieści lekarzy nie mogły powodować u niego chociażby najmniejszego optymizmu. – Dowiedziałem się, że mam raka od sześciu miesięcy. W tym czasie przeniósł się on do brzucha i nerek, gdzie spowodował przerzuty. Przez to utworzył się także nowy guz, w jednej ze ścian nerek.

Co w tej sytuacji zrobił Maytin? To, co czynił przez większość swojego życia. Rzucił się do walki. Tym razem nie na korcie, ale w szpitalnych salach, które stały się jego drugim domem. – W tej chwili sytuacja z nerkami jest bardzo delikatna, bowiem nie działają poprawnie. Sesje chemioterapii są bardzo długie, generują obfite płyny, dlatego muszę często korzystać z toalety. Jest to agresywne leczenie, ale celem jest poprawienie stanu zdrowia oraz uniknięcie utraty nerki.

Dla Maytina tak zwany off-season miał być krótkim okresem odpoczynku. Czasem, który miał spędzić razem z rodziną. Kilkanaście dni wolności od tenisowych turniejów zamieniło się na czteromiesięczny okres z chemioterapią i codzienne wizyty w laboratorium, gdzie wszyscy mają jeden cel. Zmniejszyć guzy.

30-latek, który w najlepszym momencie tenisowej kariery, szczycił się byciem 86. deblistą świata, wierzy w powodzenie leczenia. Wierzy, iż fakt, że przez całe życie uprawiał sport, pomoże mu w wygraniu tej nierównej walki. – Lekarze dają mi nadzieję. Mają dużo wiary, w to, że wszystko się uda. Jestem młodym mężczyzną, sportowcem, co na pewno może mi tylko pomóc. Jeśli istnieje prototyp osoby, która ma „łatwiej” w takiej chorobie, to jestem to ja. Wiem, że to potrwa długo, ale wierzę, że wyjdę z tego zwycięsko – mówił Maytin, który nie tylko musi się zmagać z samą chorobą, ale również z tym, jak poradzić sobie z wszelkimi kosztami leczenia, które nie są małe.

Medycyna w Stanach Zjednoczonych jest bardzo droga. Leczenie jest bardzo długie i kosztowne, a moje ubezpieczenie obejmuje je tylko do pewnego stopnia.

Dlatego reprezentant Wenezueli, po namowach swojego brata, Ricardo, postanowił rozpocząć zbiórkę na jednej z platform służących do zbierania pieniędzy. – Pomysł Gofundme narodził się po to, abym mógł pokryć wszystkie koszty leczenia. Począwszy od chemioterapii, która będzie trwać przez cztery miesiące, kończąc na potencjalnej operacji, która może być konieczna do usunięcia guzów. Dobrą rzeczą w Stanach Zjednoczonych jest to, że nie pozwalają ci umrzeć. Leczą Cię, a następnie wysyłają rachunki do domu. Będę je mógł zapłacić, gdy zgromadzę na to pieniądze. 

Jeśli chcemy szukać w tej historii pozytywów, to takim bez wątpienia jest to, w jakim tempie postępuje wspomniana zbiórka i jaką ogromną solidarnością wykazali się tenisiści z całego świata. Maytin w ciągu trzech dni zebrał już ponad 33 tysiące dolarów (celem jest zdobycie 40 tysięcy). Wprawdzie nie powinienem katalogować osób, które pomogły tenisiście – bo przecież każdy dolar – czy to otrzymany od tenisisty, czy przeciętnego Kowalskiego, ma taką samą wartość – to jednak wsparcie od tenisistów z każdego szczebla rozgrywkowego, pokazuje, że w świecie, gdzie codziennie wychodzą na kort, aby poprawić swój byt, są w stanie zmienić horyzont obserwacji i zawiesić swoje oko na człowieku, który bardzo potrzebuje pomocy.

W zbiórkę pieniędzy dla Maytina zaangażowały się tuziny zawodowych tenisistów – zaczynając od tych bardziej popularnych oraz utytułowanych: Fabrice Martin, Dustin Brown, Horacio Zeballos, Cameron Norrie, Jan-Lennard Struff, Dominic Inglot, przechodząc do tych, których nazwiska są mniej znane w naszej tenisowej społeczności: Thai-Son Kwiatkowski, Guillermo Duran, Mario Vilella, Gonzalo Escobar, JC Aragone i wielu, wielu innych. Podsumowując: tenisiści stworzyli jedną drużynę. Jeden zespół, który przystępuje do rozgrywki super tie breakowej. Chociaż w ogromnej przewadze liczebnej, przeciwko jednemu, ale bardzo groźnemu rywalowi. Są underdogiem, ale nie takie niespodzianki widział świat..

– To są dla mnie bardzo trudne chwile. Setki myśli przechodzi mi przez głowę. To niesamowite, jak twoje życie może się zmienić z dnia na dzień. Rzeczy, które wydawały mi się ważne, teraz już takie nie są. Teraz nadeszła kolej, abym walczył o życie w bitwie, która nie będzie łatwa, ale wiem, że wszystko się ułoży.

***

Wszystkich zapraszam do pomocy Roberto Maytinowi. Niech Was zachęci do tego fakt, że 2 stycznia będzie obchodził 31 urodziny. Lepszego prezentu dostać chyba nie może.

Dodaj komentarz

UA-120295791-1