Warning: "continue" targeting switch is equivalent to "break". Did you mean to use "continue 2"? in /STRONY_PRODUKCJA/tenis/wp-content/themes/prolog/admin/extensions/customizer/extension_customizer.php on line 312

Warning: "continue" targeting switch is equivalent to "break". Did you mean to use "continue 2"? in /STRONY_PRODUKCJA/tenis/wp-content/themes/prolog/admin/extensions/customizer/extension_customizer.php on line 325

Warning: "continue" targeting switch is equivalent to "break". Did you mean to use "continue 2"? in /STRONY_PRODUKCJA/tenis/wp-content/themes/prolog/admin/extensions/customizer/extension_customizer.php on line 351

Warning: "continue" targeting switch is equivalent to "break". Did you mean to use "continue 2"? in /STRONY_PRODUKCJA/tenis/wp-content/themes/prolog/admin/extensions/customizer/extension_customizer.php on line 363

Warning: "continue" targeting switch is equivalent to "break". Did you mean to use "continue 2"? in /STRONY_PRODUKCJA/tenis/wp-content/themes/prolog/admin/extensions/customizer/extension_customizer.php on line 382

Warning: Cannot modify header information - headers already sent by (output started at /STRONY_PRODUKCJA/tenis/wp-content/themes/prolog/admin/extensions/customizer/extension_customizer.php:312) in /STRONY_PRODUKCJA/tenis/wp-includes/feed-rss2.php on line 8
Tenisowe peryferia – Serwis na zewnątrz http://serwisnazewnatrz.pl Blog o tenisie Michała Pochopienia Sun, 17 May 2020 11:34:35 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=5.3.2 http://serwisnazewnatrz.pl/wp-content/uploads/2018/06/fav.png Tenisowe peryferia – Serwis na zewnątrz http://serwisnazewnatrz.pl 32 32 164529144 Praca w supermarkecie, starania o zasiłek – nowa rzeczywistość tenisistów http://serwisnazewnatrz.pl/praca-w-supermarkecie-starania-o-zasilek-nowa-rzeczywistosc-tenisistow/?utm_source=rss&utm_medium=rss&utm_campaign=praca-w-supermarkecie-starania-o-zasilek-nowa-rzeczywistosc-tenisistow http://serwisnazewnatrz.pl/praca-w-supermarkecie-starania-o-zasilek-nowa-rzeczywistosc-tenisistow/#respond Sun, 17 May 2020 11:34:35 +0000 https://serwisnazewnatrz.pl/?p=998
Czytaj dalej...]]>
W dobie pandemii wielu sportowców znalazło się w trudnej sytuacji. Większość z nich jest jednak na kontraktach, przez co koniec końców jakieś (choć oczywiście mniejsze, niż w normalnych okolicznościach) środki trafiają na ich konta bankowe. To pozwala im na spokojne przetrwanie okresu, w którym nie mogą wykonywać swojej pracy. Pod ścianą natomiast znaleźli się tenisiści, którzy przecież zarabiają wówczas, gdy wychodzą na kort. A to w tym momencie – nie licząc pojedynczych turniejów sparingowych – jest niemożliwe. Nie dziwi więc, że znajdują się tacy, którzy decydują się na tymczasowe przebranżowienie i pójście do „normalnej pracy”.

Najwięcej mówi się o Kevinie Krawietzu, który mam wrażenie, że obecnie zyskał większą popularność, niż niespełna rok temu, kiedy to wraz z Andreasem Miesem, jako zawodnicy z „tenisowych peryferii”, nieoczekiwanie sięgnęli po tytuł w grze podwójnej na French Open. Co więc obecnie przysporzyło Niemcowi taką popularność? Otóż to, że w czasach, gdy większość tenisistów użala się nad tym, iż z powodu pandemii COVID-19 nie może zarabiać pieniędzy, on sam wziął sprawy w swoje ręce i poszedł do pracy. A, że zdecydował się na pracę w supermarkecie Lidl, to sprawę natychmiast podchwyciły media. Choć 28-latek z Coburga nie zamierzał robić wokół szumu i nie była to – mimo, że znajdą się osoby, które snują takie domysły – akcja marketingowa, wszystko spowodowało, że mistrz French Open z 2019 roku w ostatnich dniach pracy więcej czasu spędza na rozmowach z mediami, niż wykonywaniu swoich obowiązków.

Na wstępie musimy sobie coś wyjaśnić. To nie jest tak, że Krawietz, który w ubiegłym roku wygrał French Open i zagrał w półfinale US Open, a także zarobił na korcie ponad 500 tysięcy euro, po kilku tygodniach bez gry w turniejach został bez pieniędzy. – Nie chodzi o pieniądze, bo na szczęście bardzo dobrze nam poszło w ubiegłym roku – zaczął aktualnie 13. deblista rankingu ATP opowiadając na łamach Daily Mail o motywach podjęcia pracy w Lidlu. – Bardzo mnie nudziła kwarantanna, a mam przyjaciela, który pracuje w tej sieci sklepów. Pewnego razu zażartował, że szukają ludzi do pracy.

Koniec końców żart przerodził się w poważną ofertę. Krawietz kilka dni później rozpoczął pracę w Lidlu. Jako osoba wykładająca towar, zarabiająca 12,50 euro na godzinę. Przypomnę, że nadal piszę o tenisiście, który w ubiegłym roku zarobił ponad 500 tysięcy euro na korcie. – Pomyślałem, że warto tego spróbować. Szukałem nowego doświadczenia i chociaż to nie jest to samo, co bycie lekarzem, to jednak praca w supermarkecie w tej chwili jest bardzo ważna w kontekście pomagania społeczności – opisywał reprezentant Niemiec, który w żadnym wypadku nie liczył na taryfę ulgową. – Kilka razy zaczynałem pracę o 5:30, kiedy układałem towar na półkach, a kończyłem o 20:30, gdy zajmowałem się wózkami. Czasem musiałem stanąć przed sklepem i zorganizować wchodzących tam ludzi. W naszym sklepie każdy musi mieć wózek, aby zachować odpowiedni dystans od siebie. Musisz im to wyjaśnić, nawet jeśli chcą zakupić tylko kilka owoców. Moim zadaniem było także dezynfekowanie wózków.

Krawietz liczył, że uda mu się przebrnąć przez okres pracy w Lidlu anonimowo. To się jednak nie udało, bowiem został „spalony” przez dziennik Der Spiegiel. – Niektórzy z moich kolegów ze sklepu byli zszokowani, gdy się dowiedzieli, kim jestem. Właściwie, to jedną z najmilszych rzeczy, było ich poznanie. To mnie nauczyło, że każdy z nas ma swoją historię. 

28-latek zanim zaczął odnosić deblowe sukcesy w parze z Miesem miał za sobą sporo „chudych” lat. Najlepiej zobrazuje to fakt, że chociaż w swojej dotychczasowej karierze zarobił ponad jeden milion euro, to jednak połowę z tego zgarnął w 2019 roku. Wcześniej, przez dziewięć lat kariery, miał problem, aby wiązać koniec z końcem. Gdyby nie ostatnie sukcesy, to pracy w Lidlu zapewne nie traktowałby jako ciekawe doświadczenie, a jako możliwość przeżycia trudnego okresu.

***

Nie tylko Hurkacz. Kim jest Michałek, który grał w pokazówce na Florydzie?

Kevin Krawietz to nie jest jedyny tenisista, który z powodu braku zawodowych rozgrywek, postanowił znaleźć alternatywny zarobek. Podobnie zrobił jego starszy, choć mniej utytułowany rodak, Andre Begemann. Niegdyś 36. tenisista świata zabezpieczył się jednak odpowiednio wcześniej – najpierw, na początku XXI. wieku, na Uniwersytecie w Pepperdine ukończył prestiżowy kierunek Master of Buisness Administration, co przydało mu się w przyszłości. Reprezentant Niemiec od kilku jest właścicielem banku oraz placówki pocztowej w jego kraju. O ile zazwyczaj zajmował się zarządzaniem biznesem, tak w czasie pandemii zajął się najprostszymi czynnościami.

Kupiłem pocztę i bank w Niemczech. Chociaż zwykle jestem przyzwyczajony do prowadzenia działalności po stronie przedsiębiorcy, teraz pomagam ludziom z pierwszej ręki – jako kasjer i pośrednik. Jeszcze przed rozpoczęciem kariery tenisowej ukończyłem studia w Stanach Zjednoczonych, a następnie zacząłem budować własny biznes podczas gry. Robię to, aby zabezpieczyć się finansowo po zakończeniu tenisowej przygody, ale także w takich sytuacjach, jak ta. Polecam każdemu tenisiście spróbowanie różnych opcji – czy chodzi o pomoc społeczeństwu, czy o zarabianie na życie i bycie stabilnym finansowo – powiedział 35-latek, który w swojej karierze wygrał cztery turnieje ATP – ostatni raz miało to miejsce w 2014 roku w Gstaad.

Nie każdy jednak patrzył tak daleko w przód, jak Begemann, a tym bardziej nie każdy, a wręcz nikt, nie spodziewał się, że światowa pandemia zrobi z wielu tenisistów bezrobotnych. Amerykański zawodnik, Mitchell Krueger, wydaje się być zupełnie bezradny, przez co wpadł na pomysł, aby zapisać się do bezrobocia. Z logicznego punktu widzenia – dlaczego miałby tego nie zrobić, przecież stracił możliwość zarabiania, ale z drugiej strony – gdy rozgrywki trwały w najlepsze, to podobnie, jak obecnie – nie był nigdzie zatrudniony.

Aktualnie 195. tenisista świata próbował skontaktować się z Texas Workforce Commission w celu uzyskania zasiłku dla bezrobotnych, ale nieskutecznie. 26-latek uważa także, że obecna przerwa od rozgrywek spowoduje, iż wielu tenisistów nie wróci już do zawodowego sportu. Po prostu wybiorą zwykłą pracę. – Tenisiści szybko zdadzą sobie sprawę z tego, że nie przetrwają, nie zarabiając pieniędzy. Zdecydują się na pracę, którą uznają za tymczasową, ale potem sobie pomyślą: „Ej, żyje mi się dużo lepiej”. Skłamałbym, gdybym powiedział, że sam się nie zastanawiałem nad tym, co mógłbym robić – zdradził amerykański gracz.

Są też tacy, którzy najzwyczajniej w świecie nie muszą sobie zawracać głowy myślami do pracy. Ich jedynym problemem jest brak miejsca do trenowania, jak jeszcze do niedawna miało to miejsce w przypadku Arthura Reymonda. Aktualnie 588. tenisista świata wraz ze swoim ojcem postanowił wykorzystać wolny czas na odrestaurowanie ich prywatnego kortu. Całość prac zajęła im dwa tygodnie, ale efekty są naprawdę niezłe! Podobnego zadania podjął się polski tenisista, Mateusz Terczyński, który razem ze swoim ojcem od podstaw zbudowali przydomowy kort z zieloną mączką!

Świetna historia! 🥰Francuskie obostrzenia nie pozwalają na grę w tenisa na publicznych kortach, przez co tenisiści…

Opublikowany przez Serwisa nę zewnątrza – tenisowego boga Michałę Pochopnia Sobota, 9 maja 2020

 

]]>
http://serwisnazewnatrz.pl/praca-w-supermarkecie-starania-o-zasilek-nowa-rzeczywistosc-tenisistow/feed/ 0 998
Spowiedź tenisisty http://serwisnazewnatrz.pl/spowiedz-tenisisty/?utm_source=rss&utm_medium=rss&utm_campaign=spowiedz-tenisisty http://serwisnazewnatrz.pl/spowiedz-tenisisty/#respond Sun, 03 May 2020 09:47:06 +0000 https://serwisnazewnatrz.pl/?p=1002
Czytaj dalej...]]>
Pierwotnie wypowiedzi Adriana Andrzejczuka miały znaleźć się w zupełnie innym artykule. Artykule, który pierwotnie mieliście czytać właśnie teraz, ale ostatecznie wyszło tak, że słowa polskiego tenisisty tak bardzo złapały mnie za serducho, iż postanowiłem skupić się na tym, co on miał nam do przekazania. Choć Adrian uważa, że to jedynie obiektywnie powiedziane kilka zdań, to dla mnie jest to bardzo emocjonalne przedstawienie sytuacji z perspektywy tenisisty. Tenisisty, który mimo, iż ukochanemu sportu poświęca całe życie, to jednak koniec końców sam nie uważa, aby mógł się nazwać zawodowcem.

Za każdym razem, gdy wrzucam na bloga czy fanpage post mówiący o problemach tenisistów z – używam tego określenia bardzo często – tenisowych peryferii – to zawsze spotykam się z pewnym schematem komentarza: „przecież nikt im nie każe tego robić, to ich wybór”. Wówczas sobie myślę: „K*rwa, a Wy nie macie marzeń?!” Nie zrozumie sytuacji tenisistów ten, który nigdy w życiu niczego nie pragnął. Który nigdy nie postawił przed sobą celu. Przecież to nie są ludzie, którzy w swoim życiu nie widzą nic poza zieloną piłeczką. Oni bardzo dobrze zdają sobie sprawę z tego, że wielu z nich zostanie odprawionych z kwitkiem i jeśli zostaną w tenisie, to w najlepszym przypadku będą szkolić dzieciaki w lokalnym klubie, albo udzielać lekcji dzianym amatorom. Mimo to marzą. Stawiają wszystko na jedną kartę i mimo wszelkich przeciwności chcą dać sobie jeszcze jedną szansę. Kolejną i kolejną. To, co przeczytacie poniżej, nazwałem „Spowiedzią tenisisty”. Jest to historia jednego z wielu, pod którą jednak z pewnością mogłoby się podpisać spore grono innych tenisistów.

Tyle ode mnie. Teraz głos oddaję Adrianowi Andrzejczukowi.

W pierwszej kolejności chciałbym podziękować za zaproszenie do wspólnej dyskusji. Rozmowy z Tobą to dla mnie czysta przyjemność. Zanim przejdziemy do poważniejszych tematów, chciałbym zaznaczyć, że w tym momencie, mimo tego, iż jestem w rankingu ATP, nie jestem zawodowym tenisistą, ani nigdy nie byłem liczącym się graczem w zawodowym tourze. Byłem jednym z wielu, który podążał za marzeniami. Uważam, za to, że mam spory bagaż doświadczeń. Nie zdobyłbym go, gdybym często nie ryzykował – co ma swoje pozytywy, jak również negatywy.

Moja „pandemia” tak naprawdę zaczęła się już rok temu. W momencie, kiedy miałem życiowa formę – gdy wydawało się, że czeka mnie naprawdę dobry sezon i byłem przekonany, że takowy on będzie, to musiałem się poddać operacji (a dokładnie to dwóm, bo pierwsza okazała się niewypałem i tylko bardziej skomplikowała sytuację). Była to operacja, która kosztowała mnie 25 tysięcy złotych. Oczywiście nie wliczam w to wielu wizyt lekarskich, które odbyłem, czy rehabilitacji. Będąc jednym z najlepszych polskich zawodników nie dostałem nawet głupiej wiadomości od Polskiego Związku Tenisowego, w której ktoś życzyłby mi szybkiego powrotu do zdrowia. Tak, jakbym nie istniał. I na tym bym zakończył temat rzeczywistego wsparcia dla zawodników w tamtym okresie. Wyżej wymieniony koszt, dla przeciętnego gracza z ósmej, czy dziewiątej setki rankingu ATP, jest nie do sfinansowania. I tutaj tak naprawdę można by było postawić kropkę. Nikt, kto nie może liczyć na wsparcie rodziny, czy sponsorów, sobie z tym nie poradzi. Ja jednak, dzięki temu, że mam wspaniałą rodzinę, która mnie wspiera i nadal posiadam ogromną chęć wspinania się po szczeblach rankingu ATP, zdecydowałem się na jedną, a później drugą operację, a potem kilkumiesięczną rehabilitację.

Wówczas zaczęły się kolejne schody, bo tak naprawdę masz dwie opcje jako sportowiec, który jest uziemiony: leżeć w domu, oglądać filmy, grać w FIFĘ, chodzić czasami na rożnego rodzaju zabiegi oraz wizyty do fizjoterapeuty, Albo wykorzystać jakoś produktywnie ten czas i wciąż się w jakiś sposób rozwijać, tym bardziej jeżeli nie jesteś szczęściarzem i nie stać Cię na leżenie w domu. Ja ten czas wykorzystałem na krytyczną refleksję. Rocznikowo miałem 23 lata, małą córeczkę, rodzinę. Trzeba zacząć zarabiać pieniądze – pomyślałem. Na szczęście moja rodzina prowadzi działalność turystyczną, więc wykorzystałem swoją znajomość języków, umiejętności obcowania z ludźmi i zacząłem pracować na recepcji oraz jako konsjerż. Równocześnie rehabilitowałem się po operacji. Po pięciu miesiącach praży w branży turystycznej odkryłem w sobie naprawdę dobrego sprzedawcę. Zacząłem studiować nową pracę tak samo, jak studiowałem tenis. Szło mi na tyle dobrze, że myślałem o otwarciu własnej działalności gospodarczej – wycieczki turystyczne dla emerytów z Niemiec. Brzmi śmiesznie, ale gdy porównywałem wysiłek wkładany w tenis, do tego, co obecnie robiłem i jakie za to miałem wynagrodzenie, to był to dla mnie śmiech na sali. Zaznaczam, ze cały czas pilnowałem rehabilitacji, starałem się chodzić regularne na siłownie oraz zwiększać zakres ruchu. Trzymałem się wytycznych doktora. Szło wszystko cacy, biodro się poprawiało, ja miałem w końcu zrobione prawo jazdy. Do tego kontynuowałem studia i wszystko jakoś się układało.

Wtedy wybuchła pandemia, a najbardziej na niej ucierpiała branża turystyczna. Znów, gdy wszystko zaczęło się układać, coś musiało się wysypać. Dejavu. Znów zero, tylko tak, jak mówię mam farta, ze jestem z rodzina i nie spadnę na kostkę brukową tak jak wiele osób właśnie spadło. Musicie zrozumieć, że będąc tenisista, który nie ma zaplecza finansowego i doznaje kontuzji, a koronawirus jest właśnie pewnego rodzaju kontuzją, która dotknęła wszystkich, to jest się w czarnej dupie, że tak powiem. Leżysz, myślisz, że opcje Ci się skończyły, bo przecież tylko to umiesz robić, całe życie tylko to robisz i na innych rzeczach się nie znasz, łapie cię depresja lub różne inne problemy mentalne ci zaczynają dogryzać. Jest lipa krótko mówiąc. I nie mówię tutaj akurat o sobie. Jeżeli chodzi o moja osobę, to tak jak mówiłem, nie lubię siedzieć na dupie i nie mam odłożonej bańki na koncie, a też pieniądze same do mnie nie przyjdą. W czasach pandemii wpadłem na pewien pomysł i uczę się znów kolejnej nowej branży – przetwórstwa mięsnego. Wczoraj wędziłem szynkę i płukałem świńskie jelita do zrobienia kiełbas. Po raz kolejny przechodzę prze to samo, kolejne dejavu. Cały czas chce wrócić do grania, chodzę na treningi, staram się poprawić stan biodra, ale nadal nie mogę trenować na sto procent.

Także wracając do tematu pandemii i tenisistów spoza TOP 200 ATP to wcale się nie dziwię, że większość szuka normalnej roboty, nawet bym powiedział ze spora cześć tenisistów już wcześniej musiała sobie dorabiać za sprawą dodatkowej pracy. Bo grając w tenisa zawodowo musisz zaakceptować to, że tylko niewielki procent graczy zarabia na tym sporcie, reszta ponosi straty. Straty te są bardzo bolesne – nie masz kasy na opłacenie mieszkania, dlatego tez większość z nas mieszka u rodziców, albo wynajmuje skromny pokoik za kilka set złotych. Albo w ogóle nie ma miejsca zamieszkania, tylko jeździ z turnieju na turniej, żeby więcej pieniędzy zostało w kieszeni. Tylko dopiero teraz robi się o tym coraz głośniej. My się przyzwyczailiśmy do tej pewnego rodzaju patologii i po prostu kochamy ten sport (przez duże „S”) i bardzo wiele on nas uczy. Uczy nas rzeczy bezcennych. Ja również uwielbiam tenis i to najlepiej robię, dlatego mam nadzieję, że zdrowie dopisze i w lato wrócę do rozgrywek, o ile będzie do czego wracać.

Pozdrawiam i do zobaczenia na kortach, Adrian.

***

To jest walka o przetrwanie. Tenisiści robią różne rzeczy, aby przeżyć

]]>
http://serwisnazewnatrz.pl/spowiedz-tenisisty/feed/ 0 1002
Szukanie pracy, nauka do matury, budowa kortu – co robią tenisiści i tenisistki podczas pandemii koronawirusa? http://serwisnazewnatrz.pl/szukanie-pracy-nauka-do-matury-budowa-kortu-co-robia-tenisisci-i-tenisistki-podczas-pandemii-koronawirusa/?utm_source=rss&utm_medium=rss&utm_campaign=szukanie-pracy-nauka-do-matury-budowa-kortu-co-robia-tenisisci-i-tenisistki-podczas-pandemii-koronawirusa http://serwisnazewnatrz.pl/szukanie-pracy-nauka-do-matury-budowa-kortu-co-robia-tenisisci-i-tenisistki-podczas-pandemii-koronawirusa/#respond Sun, 22 Mar 2020 11:15:36 +0000 https://serwisnazewnatrz.pl/?p=944
Czytaj dalej...]]>
Brak tenisowych turniejów to nie koniec świata – co do tego, musimy się umówić już na wstępie. To natomiast nie wyklucza, iż wielu osobom wyraźnie skomplikowało się życie. Tak, jak przeciętny Kowalski z powodu pandemii koronawirusa nie może pracować, przez co może brakować mu środków do życia, tak tenisiści i tenisistki także znaleźli się w patowej sytuacji. Z poniższego tekstu dowiecie się, jak zawodnicy z naszego krajowego podwórka radzą sobie z tą sytuacją i czy według nich skończy się na planowanych 12 tygodniach „przerwy”, czy „urlop” potrwa dłużej..

Mimo, że pierwsze poważne wieści dotyczące koronawirusa dochodziły do nas z Chin już w styczniu, to zapewne niewielu z nas traktowało je poważnie. Pewnie ze względu na to, że od Azji dzielą nas tysiące kilometrów, a przecież u nas życie toczyło się normalnie. Sytuacja zmieniła się, gdy wirus błyskawicznie zaczął rozprzestrzeniać się w Europie i torpedować życie wielu ludzi. Społeczeństwo tenisowe jego wpływ po raz pierwszy odczuło 22 lutego, kiedy to z powodu pierwszych zarażeń odwołano finał turnieju rangi ATP Challenger Tour we włoskim Bergamo. Kto mógł się spodziewać, że do skutku nie dojdą także imprezy w Indian Wells oraz w Miami, a tenis, który podobno nigdy nie śpi, zostanie wstrzymany przynajmniej (słowo klucz) do czerwca.

Tak, jak już wspomniałem we wstępie, co zrobiłem specjalnie, gdyby ktokolwiek miał ochotę się doczepić: nie mam zamiaru robić ofiar z tenisistów, bo wiele grup społecznych znalazło się w trudniejszej sytuacji, ale to zarazem nie oznacza, że im jest łatwiej. Ludzie, którzy przez większość roku są w ruchu – czy to na korcie, czy korzystając z różnych środków transportu, gdy podróżują z jednego krańca świata na drugi – teraz, nie wiedząc zupełnie nic o swojej przyszłości, muszą odnaleźć się w nowej rzeczywistości. A, że tenisiści i tenisistki nie grając w turniejach nie zarabiają, to nie jest to najłatwiejsza sytuacja i niekoniecznie potrafią się skupić wyłącznie na ładowaniu baterii na dalszą część roku.

Bardzo się cieszę, że na poważnie rozpoczynam grę w zawodowych rozgrywkach

Aby przedstawić Wam ich sytuację z różnych perspektyw – bo jak wiadomo, punkt widzenia zależy od punktu siedzenia – poprosiłem polskich zawodników o kilka zdań komentarza – w kontekście tego, jak radzą sobie z tym, co ma miejsce oraz czy uważają, że tenisowe rozgrywki wrócą po wspomnianych 12 tygodniach przerwy. Będziemy dżentelmenami i głos oddamy najpierw kobietom.

Katarzyna Kawa (125. tenisistka rankingu WTA):

Na tę chwilę najbardziej myślę o ochronie moich bliskich. Od przylotu do Polski unikam kontaktów z innymi ludźmi, nie mam przymusowej kwarantanny, ale chcę się upewnić, że nie będę nikogo zarażać. Pewne jest, że nie będę w ciągłym treningu i dyscyplinie przez najbliższe 12 tygodni. Priorytetem na ten czas jest utrzymanie formy fizycznej. Zobaczę, jak będzie się rozwijać sytuacja, rozpocznę okres przygotowawczy, kiedy będzie znany termin wznowienia turniejów. Wydaje mi się, że 12 tygodni nie wystarczy na całkowite uporanie się z problemem. Miejmy nadzieję, że będzie inaczej. Nie mam jeszcze konkretnych planów na najbliższą przyszłość. Myślę, że spróbuję znaleźć jakieś zajęcie/pracę, jak odpocznę i będę miała taką możliwość. Wszystko zależy od tego, jak długo potrwa przerwa.

Martyna Kubka (870. tenisistka rankingu WTA):

Po powrocie z RPA odbywam obowiązkową kwarantannę domową przez 14 dni. Mam trochę czasu na odpoczynek i naukę, bo teoretycznie za półtora miesiąca mam mieć maturę. Na pewno teraz szkoła ma priorytet nad tenisem. A z treningami to zobaczymy, jak to będzie, kiedy otworzą obiekty. Wiem też, że może być możliwość grania w prywatnych klubach. Mam również to szczęście, że mam kort na ogrodzie. Myślę, iż wstrzymanie rozgrywek na 12 tygodni to dobry pomysł, bo niestety sytuacja na razie się pogarsza, a zdrowie jest najważniejsze. Mam nadzieje, ze nie będzie potrzeby przedłużania przerwy.

Kamil Majchrzak (108. tenisista rankingu ATP):

– Sytuacja nie jest łatwa dla żadnego tenisisty na świecie. Nasz sport został wstrzymany na ponad dwa miesiące, a nasze życie kompletnie ulega zmianie. Czekamy na informację od ATP. Oni również mają ogromną zagwozdkę. Ja generalnie jestem bezrobotny od początku roku, ale trzeba sobie radzić. Uważam, że termin, kiedy wrócimy do gry zależy od tego, jak świat sobie poradzi z koronawirusem. Z drugiej strony tenis nie jest jedynym sportem, który został wstrzymany przez tę sytuację. Najważniejsze jest to, aby zatrzymać liczbę zachorowań oraz liczbę zgonów. Świat jednak już nigdy nie będzie taki sam, a tenis będzie przeżywał trudne chwile nawet, gdy już wrócimy do grania.

Karol Drzewiecki (170. deblista rankingu ATP):

– Moim zdaniem istnieje ogromne prawdopodobieństwo, że przerwa od gry zostanie jeszcze przedłużona. Każdy sport jest wstrzymany, więc można powiedzieć, że żaden sportowiec nie zarabia. My jako tenisiści mamy jednak taki problem, że odwołują nam ligi. Już na pewno nie zagramy w Niemczech oraz we Włoszech, a jak wiadomo, jest to fajny zastrzyk gotówki. Na tyle fajny, że zarabiamy tam na możliwość występów w zawodowych imprezach. Teraz sytuacja będzie skomplikowana. Z jednej strony warto byłoby zrobić teraz coś w rodzaju okresu przygotowawczego, ale z drugiej strony przecież nie wiemy, czy po 12 tygodniach faktycznie wrócimy do gry. 

Szymon Walkow (173. deblista rankingu ATP):

– Szczerze mówiąc w obecnej sytuacji ciężko mówić o tenisie, ponieważ to co się dzieje na świecie, jest o wiele poważniejsze i ważniejsze niż tenis, zarobki tenisistów, kalendarz turniejów itd. W tym momencie najważniejsze, aby jak najwięcej ludzi pozostało zdrowych i bezpiecznych! Co do mojej osobistej sytuacji, to na pewno jest wiele negatywnych skutków. Pozostaję bez udziału w turniejach, rywalizacji, a co za tym idzie oczywiście zarobków. Rozmawiałem również z przedstawicielami klubów w Niemczech i Włoszech, w których występuje, i szanse, że rozgrywki ligowe się odbędą, są minimalne, co powoduje kolejne straty dla tenisistów. Ciężko mi ocenić, ile to wszystko potrwa. 12 tygodni wydaje się być optymistyczną wersją, ale mi wydaj się, że nie obejdzie się bez dłuższej przerwy.

Jan Zieliński (278. deblista rankingu ATP):

– Szczerze mówiąc jest to bardzo ciężka sytuacja dla nas tenisistów z wielu względów, aczkolwiek na świecie dzieją się aktualnie o wiele poważniejsze rzeczy, niż zagranie kilku dodatkowych turniejów. Oczywiście, że zabiera nam to pracę, zajęcie, praktycznie wszystko czym żyjemy, ale niestety nie mamy (jako pojedyncze jednostki) większego wpływu na to co się dzieje na świecie i aktualnie najważniejsza jest troska o zdrowie własne i najbliższych. Każdy z tenisistów, z którymi mam kontakt, utrzymuje formę na tyle ile tylko pozwalają warunki i cierpliwie monitoruje dalszy rozwój wydarzeń. Niestety musimy czekać aż ponownie zrobi się bezpiecznie na świecie, aby kontynuować zawodowe rozgrywki. Czy to będzie za 12 tygodni, czy za więcej – ciężko mi to aktualnie ocenić. Nie jestem ekspertem. Zostawiam działanie lekarzom, specjalistom. a ja dokładam póki co swoją, mała cegiełkę w postaci zostawania w domu. Tak jak każdy powinien.

Daniel Michalski (428. tenisista rankingu ATP):

– Sytuacja jest bardzo ciężka, ale też poważna. Uważam, że działania ITF, ATP związane z anulowaniem turniejów są słuszne, gdyż w niektórych krajach sytuacja jest bardzo zła. Mam nadzieję, że 12 tygodni będzie wystarczające, ale jeśli wirus wciąż będzie się rozprzestrzeniał, to nie będą mieli wyboru i ta przerwa będzie jeszcze zwiększana. Co to oznacza dla mnie? Ogólnie, to treningi w Warszawie i oczekiwanie na możliwość gry w turniejach.

Mateusz Terczyński (1677. tenisista rankingu ATP):

– To jest dla nas dziwna sytuacja – nie wiemy, kiedy zagramy, jak się przygotować. Inna sprawa, że nie grasz turniejów, to nie zarabiasz. Ja jednak szukam pozytywów i wykorzystam ten czas, aby się polepszyć. Gdy to się skończy, chcę być lepszym człowiekiem i zawodnikiem. Chcę, aby ta przerwa zrobiła dla mnie różnicę – grać lepiej, wygrywać więcej meczów. Trudno jednak się przygotować, bo możesz przepracować najbliższe tygodnie na maksa, aby później się dowiedzieć, że jednak nadal nie gramy. Najważniejsze, żeby się psychicznie nie obciążyć. Wkrótce miała się odbyć liga w Niemczech, w której występ praktycznie pozwala pokryć wydatki na większą część startów w sezonie. Teraz nie wiadomo, czy się odbędzie. Pod względem finansowym jest to bardzo trudne, bo nie wiesz, czy dostaniesz oczekiwany przychód. Gdy zaczniesz o tym myśleć, to można zacząć martwić się na maksa. Sam próbuję mieć dobre nastawienie, ale mam sporo znajomych, którzy teraz odpuszczają, bo po prostu im się nie chce. W tym wolnym czasie wraz z moim tatą budujemy kort na ogrodzie – już wcześniej mieliśmy taki plan, ale teraz, gdy korty są pozamykane, trudno znaleźć miejsce do treningu. Pewnie ściągnę tutaj kilku zawodników, aby miał z kim trenować.

Maks Kaśnikowski (43. junior rankingu ITF):

– Dla mnie ta przerwa i całe zawieszenie rozgrywek nie robi wielkiej różnicy, bo na początku roku grałem naprawdę dużo. Zbudowałem wysoki juniorski ranking, więc mi się teraz nigdzie nie śpieszy. Mogę tylko czekać na dalszy rozwój sytuacji. Mam przede wszystkim nadzieję, że odbędą się wszystkie wielkoszlemowe imprezy. A czas, podczas, którego nie będą rozgrywane turnieje, spędzę z rodziną, czego nie mogłem robić wcześniej, bo ciągle byłem w rozjazdach. Dodatkowo będę mógł nadrobić szkołę, a gdy będzie bliżej do powrotu, to dalej będę ciężko trenować i budować formę. Teraz najważniejsze jest to, aby opanować koronawirusa. Aby jak najwięcej osób pozostało zdrowych i żeby wszystko szybko się skończyło. A czy uda się wznowić rozgrywki w czerwcu? Myślę, że tak. Uważam, że do tego momentu turnieje znów będą rozgrywane. Może nie przy pełnych trybunach, ale organizacje, jak ATP, WTA i ITF zrobią wszystko, aby wrócić jak najszybciej, bo przecież one najwięcej na tym tracą.

*notowanie rankingu z 16 marca 2020r.

]]>
http://serwisnazewnatrz.pl/szukanie-pracy-nauka-do-matury-budowa-kortu-co-robia-tenisisci-i-tenisistki-podczas-pandemii-koronawirusa/feed/ 0 944
O tym, jak Djokovic i Federer dali mu nadzieję. Przez Harvard do spełniania marzeń http://serwisnazewnatrz.pl/o-tym-jak-djokovic-i-federer-dali-mu-nadzieje-przez-harvard-do-spelniania-marzen/?utm_source=rss&utm_medium=rss&utm_campaign=o-tym-jak-djokovic-i-federer-dali-mu-nadzieje-przez-harvard-do-spelniania-marzen http://serwisnazewnatrz.pl/o-tym-jak-djokovic-i-federer-dali-mu-nadzieje-przez-harvard-do-spelniania-marzen/#comments Mon, 17 Feb 2020 09:17:29 +0000 https://serwisnazewnatrz.pl/?p=907
Czytaj dalej...]]>
Urodzony w Serbii, w Belgradzie. Wychowany na Malcie, a reprezentujący Chorwację. Jako nastolatek przeniósł się do Stanów Zjednoczonych, gdzie grę w tenisa łączył z nauką. Robił to na tyle dobrze, że nie zadowolił go licencjat zdobyty na Uniwersytecie w Princeston, przez co edukację kontynuował na Harvardzie – najlepszej i najbogatszej uczelni na całym świecie. Gdy wydawało się, że jego świat będzie kręcił się wokół Wall Street, to dwóch gości – a dokładnie Novak Djokovic i Roger Federer, nieświadomie zasugerowali mu, aby się zastanowił nad tym, co chce robić w życiu.

Kilka razy zabierałem się do opisania historii Matiji Pecoticia, którego kojarzę z pierwszego okresu mojej miłości do tenisa, gdy zaznajamiałem się z jak to nazywam – tenisowymi peryferiami – i nie do końca wiedziałem co, z czym się je. Jednak już wówczas oglądanie transmisji z turniejów rangi ATP Challenger Tour nie było mi obce, a tam, co jakiś czas przewijało się nazwisko reprezentanta Chorwacji, który jednak, jak dotychczas, nad Morzem Adriatyckim nie spędził zbyt dużej części swojego życia.

Przez Maltę do jednej z najlepszych uczelni na świecie

Pecotić na świat przyszedł na terenie obecnej Serbii, w Belgradzie. Następnie, przez pierwsze pięć lat swojego życia, wraz z rodziną mieszkał w Chorwacji.Później rodzina Pecotić przeniosła się na Maltę i tam rozpoczęła się jego tenisowa przygoda. Jako, że Matija nie pochodzi ze sportowej rodziny – jego ojciec był znanym ortopedą – to tenis nie był oczywistym wyborem. Zaczęło się bardzo niewinnie – jego ojciec grywał w „biały sport” rekreacyjnie, a później bakcyla złapała starsza o dwa lata siostra Matiji, Gorana. Ona jednak długo nie wytrzymała w pasji, gdyż wybrała pielęgniarstwo, ale młodszy z dzieci trwał w pasji.

Pierwsze miesiące, a nawet lata, jego przygody z tenisem nie wskazywały, aby miało wyjść z tego coś poważnego. Po pierwsze – Malta to nie jest kraj, gdzie istnieją jakiekolwiek tradycje tenisowe. Owszem, warunki do trenowania na pewno nie są najgorsze, ale zaplecze potrzebne do rozwoju nie stoi, a już na pewno nie stało na wysokim poziomie 10 czy 15 lat temu. Poważniejsza, jeśli wówczas można było ją tak nazwać, przygoda Pecoticia, rozpoczęła się dopiero w wieku 16 lat, kiedy zaczął brać udział w juniorskich turniejach ITF.

Powiedzieć, że wyniki były mało obiecujące, to nic nie powiedzieć. Reprezentant Chorwacji nie stał się wyróżniającym juniorem, nigdy nie zdołał przebić się do turniejów Grade 3, nie mówiąc o 1, czy 2. Z różnym szczęściem na przełomie kilku lat sprawdzał się w „czwórkach”, czy „piątkach”, co jednak nie pozwoliło mu wejść chociażby do TOP 1000 rankingu ITF.

Malta to świetne miejsce do życia, ale już niekoniecznie najlepsza baza treningowa dla tenisisty, który miał marzenia. Marzenia, które chciał spełniać. Pecotić stwierdził, że dlaczego miałby nie spróbować dostać się do amerykańskiej uczelni? Pozycji wyjściowej jednak nie miał najlepszej, bowiem trenerzy z wszelakich uniwersytetów nie dobijali się do niego drzwiami i oknami, tylko musiał sam znaleźć sposób na to, aby ich do siebie przyciągnąć. – Już przed ukończeniem szkoły średniej myślałem nad wyjazdem z Malty. Byłem zainteresowany wyjazdem na studia do Stanów Zjednoczonych i zbierałem informacje na ten temat. Postanowiłem wysłać kilka filmików z moich meczów oraz treningów do 200 uczelni. Liczyłem, że tenis pomoże mi w dostaniu się na studia – powiedział Pecotić w jednym z wywiadów udzielonym chorwackiej prasie.

Trzeba mu przyznać, że dar przekonywania miał niezły, bowiem przyjęto go na Uniwersytet w Princeton, który rokrocznie jest wybierany do pierwszej piętnastki najlepszych uniwersytetów świata. Tam nie tylko świetnie sobie radził jako tenisista – bo trzykrotnie został wybrany zawodnikiem roku, ale także zdobył licencjat na wydziale politologii i finansów. Z Princeton droga na Wall Street była bardzo prosta, jednak Pecotic postanowił zaryzykować i dać sobie szansę w tenisie. O ryzyku, jakie podjął najlepiej świadczy fakt, że pierwszy oficjalny mecz na poziomie ITF rozegrał dopiero w 2012 roku, gdy miał już ukończone 23 lata. To pokazuje, że mimo, iż tenis od zawsze był w jego życiu, to niekoniecznie był pierwszym wyborem.

Wszyscy postrzegają Australię jako kraj tenisowy, ale tak jest ze względu na Australian Open

Trzy lata na zrobienie kariery

Pecotić zawodowe starty na dobre rozpoczął w 2014 roku. Chociaż trudno było o jakieś przesłanki i perspektywy w kontekście jego marszu w górę rankingu ATP, on postawił przed sobą jasny cel. – Wyznaczyłem sobie cele. W pierwszym sezonie zawodowym chciałem być w TOP 600, w drugim w TOP 300, a w trzecim roku moim celem było wejście do TOP 100. Jeśli mi się nie uda, poświęcę się biznesowi. To był mój plan.

Ci, którzy po jego pierwszych meczach w zawodowym cyklu, przecierali oczy ze zdziwienia i pytali: „Do diaska, kto to jest?”, mogli być potężnie zdziwieni, gdy Pecotić już w drugim roku regularnych startów wdrapał się na 206. miejsce na świecie. Wszystko wskazywało, że jego plany – choć dla wielu wyimaginowane – mogą mieć odniesienie w rzeczywistości. Na drodze stanęły jednak problemy zdrowotne, które raz po raz wykluczały go z gry na coraz dłuższy okres.

Choć Pecotić w 2016 roku zadebiutował w eliminacjach do turnieju wielkoszlemowego (US Open), to jednak nie był to dla niego dobry rok. Łącznie wziął udział jedynie w sześciu turniejach, a w częstszych startach przeszkodziło zdrowie, a raczej jego brak. Chorwat musiał się poddać dwóm operacjom, które łącznie zabrały mu ponad 15 miesięcy tenisowego życia. Jako, że Pecotic nie jest osobą, która chce tracić czas, postanowił nie stać w miejscu i rozpocząć kolejne studia.

O ile Princeston to jedna z najlepszych uczelni na świecie, tak Harvard to bezapelacyjnie najlepsza uczelnia na świecie. Pecotić właśnie tam, na uniwersytecie, który ukończyli byli prezydenci Stanów Zjednoczonych – George W. Bush i Barack Obama – chciał zdobywać kolejne doświadczenie. I zrobił, tak, jak sobie zaplanował. W latach 2017-2019 uczył się na najlepszej szkole biznesowej na świecie, a przy okazji wrócił do tenisa i w drużynie Harvardu znów robił, to co kochał.

Wall Street czy biznes tenisowy?

Gdy wydawało się, że Pecotić świetnie czuje się w świecie biznesu i rozwijanych przez niego projektach, ciągle coś lgnęło go do tenisa. Zaczęło się niewinnie – Novak Djokovic, który w przeszłości zapraszał go do wspólnych treningów, chciał to powtórzyć także podczas US Open w 2018 roku. To był pierwszy moment, gdy coś w nim zaczęło pękać. Coraz częściej rozmyślał o powrocie do zawodowych startów. – Pomyślałem sobie: „Człowieku, grasz z Novakiem Djokoviciem, spróbuj jeszcze czegoś w tym tenisie!” I tak zrobiłem.

Czas na kolejne treningi nadszedł w 2019 roku, kiedy to Pecotić miał okazję „odbijać” w Indian Wells z Rogerem Federerem i Stefanosem Tsitsipasem. Grek był wówczas dziewiąty na świecie, a sparing z Chorwatem wygrał dopiero po tie-breaku. Tsitsipas nie chciał dać mu spokoju i atakował go stwierdzeniem, że grał na poziomie TOP 30 na świecie. Wtedy Matija ostatecznie stwierdził, że nadszedł czas na „zrobienie czegoś w tenisie”.

To nie było tylko potwierdzenie, ale także utwierdzenie w przekonaniu. Treningi z Rogerem Federerem, Novakiem Djokoviciem i Stefanosem Tsitsipasem wyeliminowały moje dotychczasowe wahania, które dotyczyły tego, czy skupić się na Wall Street czy wejść w biznes tenisowy – opowiadał Pecotić, który pierwszy mecz w tourze, po ponad dwóch latach przerwy, rozegrał w turnieju ITF w meksykańskim Cancun.

Po dwóch latach przerwy – od gry w prekwalifikacjach do wygrania tytułu

Pecotić zmagania w Cancun, na najniższym poziomie tenisowych peryferii, czyli w turnieju rangi ITF o puli nagród 15 tysięcy dolarów, rozpoczął od udziału w prekwalifikacjach, które wygrał. Później nadszedł czas na dwustopniowe eliminacje i w końcu główną drabinkę. 30-latek nie miał sobie równych w stanie Quintana Roo, gdzie przegrał tylko jednego seta, a w finale rozbił wówczas 457. na świecie Camilo Ugo Carabelli’ego 6:2, 6:1.

„Tenisowe peryferia” to bardzo dobre określenie na to, jakie miejsca Pecotić upatrywał sobie na kolejne starty. Chorwat za grosz nie miał parcia na szkło i starał się grać tam, gdzie o punkty było teoretycznie najłatwiej – po ponad miesiącu od powrotu w Cancun, zagrał w Portugalii. Później gościł w Irlandii, czy ponownie w Meksyku, ale również w Serbii, Libii, Turcji, Grecji, Katarze, czy Libanie. W 2019 roku zdążył również zaznać smaku powrotu do rozgrywek ATP Challenger Tour – we wrześniu dostał dziką kartę do imprezy w Banja Luce, gdzie doszedł do trzeciej rundy.

Reprezentant Chorwacji rok zakończył z pięcioma wygranymi turniejami ITF, co oznacza, że w ciągu kilku miesięcy zdołał przebić swoje dokonania ze wcześniejszych lat kariery. Sezon zakończył z bilansem 46-8 i jako 396. tenisista rankingu ATP.

Pecotić tempa zwalniać nie zamierza również w obecnej kampanii, którą rozpoczął od wygrania turnieju ITF w Nonthaburi. W tajlandzkim mieście rozegrał jeszcze jeden turniej, ale tym razem w półfinale musiał uznać wyższość Benjamina Bonziego. Dobry początek 2020 roku wlał w niego dozę optymizmu, bowiem stwierdził, że znów jest gotowy do gry na poziomie ATP Challenger Tour.

Krótka piłka 🎾 – chcielibyście jutro przeczytać nowy artykuł na blogu? Z cyklu moja specjalność – dla wielu anonimowy…

Opublikowany przez Serwisa nę zewnątrza – tenisowego boga Michałę Pochopnia Niedziela, 16 lutego 2020

Obecnie 343. tenisista globu, po 579 dniach, znów zagra w rozgrywkach wyższej rangi, niż ITF. Celowo pominąłem ubiegłoroczny występ w Banja Luce, gdzie zagrał dzięki dzikiej karcie, bowiem Pecotić to człowiek, który lubi brać sprawy w swoje ręce. Czy to wtedy, gdy jako anonimowy junior z Malty zamarzył wyjechać na studia do Stanów Zjednoczonych, czy wtedy, gdy zaryzykował i zrezygnował z bycia częścią legendarnej Wall Street na poczet spełniania marzeń. Reprezentant Chorwacji w poniedziałek zainauguruje zmagania w turnieju ATP Challenger Tour w Bergamo, gdzie dostał się dzięki rankingowi i dokonaniom z ostatnich tygodni. Czy da się mu nie kibicować po poznaniu tej historii, która daje nam przynajmniej kilka życiowych lekcji:

Gdy się coś kocha, to trzeba dążyć do spełniania marzeń.

Nawet, jeśli statystyki mówią, że jest za późno, nie wierz w to. Przekonaj się o tym na własnej skórze.

Idź za głosem serca.

Moi mili, oto Matija Pecotić.

]]>
http://serwisnazewnatrz.pl/o-tym-jak-djokovic-i-federer-dali-mu-nadzieje-przez-harvard-do-spelniania-marzen/feed/ 1 907