Warning: "continue" targeting switch is equivalent to "break". Did you mean to use "continue 2"? in /STRONY_PRODUKCJA/tenis/wp-content/themes/prolog/admin/extensions/customizer/extension_customizer.php on line 312

Warning: "continue" targeting switch is equivalent to "break". Did you mean to use "continue 2"? in /STRONY_PRODUKCJA/tenis/wp-content/themes/prolog/admin/extensions/customizer/extension_customizer.php on line 325

Warning: "continue" targeting switch is equivalent to "break". Did you mean to use "continue 2"? in /STRONY_PRODUKCJA/tenis/wp-content/themes/prolog/admin/extensions/customizer/extension_customizer.php on line 351

Warning: "continue" targeting switch is equivalent to "break". Did you mean to use "continue 2"? in /STRONY_PRODUKCJA/tenis/wp-content/themes/prolog/admin/extensions/customizer/extension_customizer.php on line 363

Warning: "continue" targeting switch is equivalent to "break". Did you mean to use "continue 2"? in /STRONY_PRODUKCJA/tenis/wp-content/themes/prolog/admin/extensions/customizer/extension_customizer.php on line 382

Warning: Cannot modify header information - headers already sent by (output started at /STRONY_PRODUKCJA/tenis/wp-content/themes/prolog/admin/extensions/customizer/extension_customizer.php:312) in /STRONY_PRODUKCJA/tenis/wp-includes/feed-rss2.php on line 8
ITF – Serwis na zewnątrz http://serwisnazewnatrz.pl Blog o tenisie Michała Pochopienia Sun, 22 Mar 2020 16:51:54 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=5.3.2 http://serwisnazewnatrz.pl/wp-content/uploads/2018/06/fav.png ITF – Serwis na zewnątrz http://serwisnazewnatrz.pl 32 32 164529144 Szukanie pracy, nauka do matury, budowa kortu – co robią tenisiści i tenisistki podczas pandemii koronawirusa? http://serwisnazewnatrz.pl/szukanie-pracy-nauka-do-matury-budowa-kortu-co-robia-tenisisci-i-tenisistki-podczas-pandemii-koronawirusa/?utm_source=rss&utm_medium=rss&utm_campaign=szukanie-pracy-nauka-do-matury-budowa-kortu-co-robia-tenisisci-i-tenisistki-podczas-pandemii-koronawirusa http://serwisnazewnatrz.pl/szukanie-pracy-nauka-do-matury-budowa-kortu-co-robia-tenisisci-i-tenisistki-podczas-pandemii-koronawirusa/#respond Sun, 22 Mar 2020 11:15:36 +0000 https://serwisnazewnatrz.pl/?p=944
Czytaj dalej...]]>
Brak tenisowych turniejów to nie koniec świata – co do tego, musimy się umówić już na wstępie. To natomiast nie wyklucza, iż wielu osobom wyraźnie skomplikowało się życie. Tak, jak przeciętny Kowalski z powodu pandemii koronawirusa nie może pracować, przez co może brakować mu środków do życia, tak tenisiści i tenisistki także znaleźli się w patowej sytuacji. Z poniższego tekstu dowiecie się, jak zawodnicy z naszego krajowego podwórka radzą sobie z tą sytuacją i czy według nich skończy się na planowanych 12 tygodniach „przerwy”, czy „urlop” potrwa dłużej..

Mimo, że pierwsze poważne wieści dotyczące koronawirusa dochodziły do nas z Chin już w styczniu, to zapewne niewielu z nas traktowało je poważnie. Pewnie ze względu na to, że od Azji dzielą nas tysiące kilometrów, a przecież u nas życie toczyło się normalnie. Sytuacja zmieniła się, gdy wirus błyskawicznie zaczął rozprzestrzeniać się w Europie i torpedować życie wielu ludzi. Społeczeństwo tenisowe jego wpływ po raz pierwszy odczuło 22 lutego, kiedy to z powodu pierwszych zarażeń odwołano finał turnieju rangi ATP Challenger Tour we włoskim Bergamo. Kto mógł się spodziewać, że do skutku nie dojdą także imprezy w Indian Wells oraz w Miami, a tenis, który podobno nigdy nie śpi, zostanie wstrzymany przynajmniej (słowo klucz) do czerwca.

Tak, jak już wspomniałem we wstępie, co zrobiłem specjalnie, gdyby ktokolwiek miał ochotę się doczepić: nie mam zamiaru robić ofiar z tenisistów, bo wiele grup społecznych znalazło się w trudniejszej sytuacji, ale to zarazem nie oznacza, że im jest łatwiej. Ludzie, którzy przez większość roku są w ruchu – czy to na korcie, czy korzystając z różnych środków transportu, gdy podróżują z jednego krańca świata na drugi – teraz, nie wiedząc zupełnie nic o swojej przyszłości, muszą odnaleźć się w nowej rzeczywistości. A, że tenisiści i tenisistki nie grając w turniejach nie zarabiają, to nie jest to najłatwiejsza sytuacja i niekoniecznie potrafią się skupić wyłącznie na ładowaniu baterii na dalszą część roku.

Bardzo się cieszę, że na poważnie rozpoczynam grę w zawodowych rozgrywkach

Aby przedstawić Wam ich sytuację z różnych perspektyw – bo jak wiadomo, punkt widzenia zależy od punktu siedzenia – poprosiłem polskich zawodników o kilka zdań komentarza – w kontekście tego, jak radzą sobie z tym, co ma miejsce oraz czy uważają, że tenisowe rozgrywki wrócą po wspomnianych 12 tygodniach przerwy. Będziemy dżentelmenami i głos oddamy najpierw kobietom.

Katarzyna Kawa (125. tenisistka rankingu WTA):

Na tę chwilę najbardziej myślę o ochronie moich bliskich. Od przylotu do Polski unikam kontaktów z innymi ludźmi, nie mam przymusowej kwarantanny, ale chcę się upewnić, że nie będę nikogo zarażać. Pewne jest, że nie będę w ciągłym treningu i dyscyplinie przez najbliższe 12 tygodni. Priorytetem na ten czas jest utrzymanie formy fizycznej. Zobaczę, jak będzie się rozwijać sytuacja, rozpocznę okres przygotowawczy, kiedy będzie znany termin wznowienia turniejów. Wydaje mi się, że 12 tygodni nie wystarczy na całkowite uporanie się z problemem. Miejmy nadzieję, że będzie inaczej. Nie mam jeszcze konkretnych planów na najbliższą przyszłość. Myślę, że spróbuję znaleźć jakieś zajęcie/pracę, jak odpocznę i będę miała taką możliwość. Wszystko zależy od tego, jak długo potrwa przerwa.

Martyna Kubka (870. tenisistka rankingu WTA):

Po powrocie z RPA odbywam obowiązkową kwarantannę domową przez 14 dni. Mam trochę czasu na odpoczynek i naukę, bo teoretycznie za półtora miesiąca mam mieć maturę. Na pewno teraz szkoła ma priorytet nad tenisem. A z treningami to zobaczymy, jak to będzie, kiedy otworzą obiekty. Wiem też, że może być możliwość grania w prywatnych klubach. Mam również to szczęście, że mam kort na ogrodzie. Myślę, iż wstrzymanie rozgrywek na 12 tygodni to dobry pomysł, bo niestety sytuacja na razie się pogarsza, a zdrowie jest najważniejsze. Mam nadzieje, ze nie będzie potrzeby przedłużania przerwy.

Kamil Majchrzak (108. tenisista rankingu ATP):

– Sytuacja nie jest łatwa dla żadnego tenisisty na świecie. Nasz sport został wstrzymany na ponad dwa miesiące, a nasze życie kompletnie ulega zmianie. Czekamy na informację od ATP. Oni również mają ogromną zagwozdkę. Ja generalnie jestem bezrobotny od początku roku, ale trzeba sobie radzić. Uważam, że termin, kiedy wrócimy do gry zależy od tego, jak świat sobie poradzi z koronawirusem. Z drugiej strony tenis nie jest jedynym sportem, który został wstrzymany przez tę sytuację. Najważniejsze jest to, aby zatrzymać liczbę zachorowań oraz liczbę zgonów. Świat jednak już nigdy nie będzie taki sam, a tenis będzie przeżywał trudne chwile nawet, gdy już wrócimy do grania.

Karol Drzewiecki (170. deblista rankingu ATP):

– Moim zdaniem istnieje ogromne prawdopodobieństwo, że przerwa od gry zostanie jeszcze przedłużona. Każdy sport jest wstrzymany, więc można powiedzieć, że żaden sportowiec nie zarabia. My jako tenisiści mamy jednak taki problem, że odwołują nam ligi. Już na pewno nie zagramy w Niemczech oraz we Włoszech, a jak wiadomo, jest to fajny zastrzyk gotówki. Na tyle fajny, że zarabiamy tam na możliwość występów w zawodowych imprezach. Teraz sytuacja będzie skomplikowana. Z jednej strony warto byłoby zrobić teraz coś w rodzaju okresu przygotowawczego, ale z drugiej strony przecież nie wiemy, czy po 12 tygodniach faktycznie wrócimy do gry. 

Szymon Walkow (173. deblista rankingu ATP):

– Szczerze mówiąc w obecnej sytuacji ciężko mówić o tenisie, ponieważ to co się dzieje na świecie, jest o wiele poważniejsze i ważniejsze niż tenis, zarobki tenisistów, kalendarz turniejów itd. W tym momencie najważniejsze, aby jak najwięcej ludzi pozostało zdrowych i bezpiecznych! Co do mojej osobistej sytuacji, to na pewno jest wiele negatywnych skutków. Pozostaję bez udziału w turniejach, rywalizacji, a co za tym idzie oczywiście zarobków. Rozmawiałem również z przedstawicielami klubów w Niemczech i Włoszech, w których występuje, i szanse, że rozgrywki ligowe się odbędą, są minimalne, co powoduje kolejne straty dla tenisistów. Ciężko mi ocenić, ile to wszystko potrwa. 12 tygodni wydaje się być optymistyczną wersją, ale mi wydaj się, że nie obejdzie się bez dłuższej przerwy.

Jan Zieliński (278. deblista rankingu ATP):

– Szczerze mówiąc jest to bardzo ciężka sytuacja dla nas tenisistów z wielu względów, aczkolwiek na świecie dzieją się aktualnie o wiele poważniejsze rzeczy, niż zagranie kilku dodatkowych turniejów. Oczywiście, że zabiera nam to pracę, zajęcie, praktycznie wszystko czym żyjemy, ale niestety nie mamy (jako pojedyncze jednostki) większego wpływu na to co się dzieje na świecie i aktualnie najważniejsza jest troska o zdrowie własne i najbliższych. Każdy z tenisistów, z którymi mam kontakt, utrzymuje formę na tyle ile tylko pozwalają warunki i cierpliwie monitoruje dalszy rozwój wydarzeń. Niestety musimy czekać aż ponownie zrobi się bezpiecznie na świecie, aby kontynuować zawodowe rozgrywki. Czy to będzie za 12 tygodni, czy za więcej – ciężko mi to aktualnie ocenić. Nie jestem ekspertem. Zostawiam działanie lekarzom, specjalistom. a ja dokładam póki co swoją, mała cegiełkę w postaci zostawania w domu. Tak jak każdy powinien.

Daniel Michalski (428. tenisista rankingu ATP):

– Sytuacja jest bardzo ciężka, ale też poważna. Uważam, że działania ITF, ATP związane z anulowaniem turniejów są słuszne, gdyż w niektórych krajach sytuacja jest bardzo zła. Mam nadzieję, że 12 tygodni będzie wystarczające, ale jeśli wirus wciąż będzie się rozprzestrzeniał, to nie będą mieli wyboru i ta przerwa będzie jeszcze zwiększana. Co to oznacza dla mnie? Ogólnie, to treningi w Warszawie i oczekiwanie na możliwość gry w turniejach.

Mateusz Terczyński (1677. tenisista rankingu ATP):

– To jest dla nas dziwna sytuacja – nie wiemy, kiedy zagramy, jak się przygotować. Inna sprawa, że nie grasz turniejów, to nie zarabiasz. Ja jednak szukam pozytywów i wykorzystam ten czas, aby się polepszyć. Gdy to się skończy, chcę być lepszym człowiekiem i zawodnikiem. Chcę, aby ta przerwa zrobiła dla mnie różnicę – grać lepiej, wygrywać więcej meczów. Trudno jednak się przygotować, bo możesz przepracować najbliższe tygodnie na maksa, aby później się dowiedzieć, że jednak nadal nie gramy. Najważniejsze, żeby się psychicznie nie obciążyć. Wkrótce miała się odbyć liga w Niemczech, w której występ praktycznie pozwala pokryć wydatki na większą część startów w sezonie. Teraz nie wiadomo, czy się odbędzie. Pod względem finansowym jest to bardzo trudne, bo nie wiesz, czy dostaniesz oczekiwany przychód. Gdy zaczniesz o tym myśleć, to można zacząć martwić się na maksa. Sam próbuję mieć dobre nastawienie, ale mam sporo znajomych, którzy teraz odpuszczają, bo po prostu im się nie chce. W tym wolnym czasie wraz z moim tatą budujemy kort na ogrodzie – już wcześniej mieliśmy taki plan, ale teraz, gdy korty są pozamykane, trudno znaleźć miejsce do treningu. Pewnie ściągnę tutaj kilku zawodników, aby miał z kim trenować.

Maks Kaśnikowski (43. junior rankingu ITF):

– Dla mnie ta przerwa i całe zawieszenie rozgrywek nie robi wielkiej różnicy, bo na początku roku grałem naprawdę dużo. Zbudowałem wysoki juniorski ranking, więc mi się teraz nigdzie nie śpieszy. Mogę tylko czekać na dalszy rozwój sytuacji. Mam przede wszystkim nadzieję, że odbędą się wszystkie wielkoszlemowe imprezy. A czas, podczas, którego nie będą rozgrywane turnieje, spędzę z rodziną, czego nie mogłem robić wcześniej, bo ciągle byłem w rozjazdach. Dodatkowo będę mógł nadrobić szkołę, a gdy będzie bliżej do powrotu, to dalej będę ciężko trenować i budować formę. Teraz najważniejsze jest to, aby opanować koronawirusa. Aby jak najwięcej osób pozostało zdrowych i żeby wszystko szybko się skończyło. A czy uda się wznowić rozgrywki w czerwcu? Myślę, że tak. Uważam, że do tego momentu turnieje znów będą rozgrywane. Może nie przy pełnych trybunach, ale organizacje, jak ATP, WTA i ITF zrobią wszystko, aby wrócić jak najszybciej, bo przecież one najwięcej na tym tracą.

*notowanie rankingu z 16 marca 2020r.

]]>
http://serwisnazewnatrz.pl/szukanie-pracy-nauka-do-matury-budowa-kortu-co-robia-tenisisci-i-tenisistki-podczas-pandemii-koronawirusa/feed/ 0 944
Bardzo się cieszę, że na poważnie rozpoczynam grę w zawodowych rozgrywkach http://serwisnazewnatrz.pl/bardzo-sie-ciesze-ze-na-powaznie-rozpoczynam-gre-w-zawodowych-rozgrywkach/?utm_source=rss&utm_medium=rss&utm_campaign=bardzo-sie-ciesze-ze-na-powaznie-rozpoczynam-gre-w-zawodowych-rozgrywkach http://serwisnazewnatrz.pl/bardzo-sie-ciesze-ze-na-powaznie-rozpoczynam-gre-w-zawodowych-rozgrywkach/#respond Sun, 15 Mar 2020 18:06:23 +0000 https://serwisnazewnatrz.pl/?p=931
Czytaj dalej...]]>
Wojciech Marek to w chwili obecnej tenisista, którego można nazwać liderem peletonu goniących polską czołówkę. Na jej czele jest oczywiście Hubert Hurkacz, a za jego plecami czają się powracający do gry Jerzy Janowicz, czy Kamil Majchrzak oraz Kacper Żuk, który świetnie wszedł w nowy sezon. 18-letni Marek już przed wieloma miesiącami stawiał pierwsze kroki w zawodowych turniejach, to jednak nadal nie można powiedzieć, że się w nich zadomowił. Tenisista pochodzący z Pielgrzymowic raczej stawia na drogę „step by step” niż przejażdżkę windą. 

Michał Pochopień: 2020 rok to będzie dla Ciebie pierwszy pełny sezon w zawodowym tourze – wchodzisz w niego z jakimikolwiek oczekiwaniami? Zamierzasz go rozegrać od deski do deski, biorąc udział w jak największej liczbie turniejów, czy raczej będziesz stopniowo się w nim aklimatyzować?

Wojciech Marek: Przede wszystkim bardzo się cieszę, że w końcu zaczynam na poważnie rywalizację w zawodowym tourze. Myślę, że w tym roku nie będę grał w wielu turniejach. Nie mamy takich planów. Przede wszystkim chcę się skupić nad tym, aby poprawiać swoją grę, a ranking przyjdzie wraz z progresem. Tak, jak mówisz, będę starał się stopniowo wchodzić w tour, ale koncentruję się przede wszystkim na poprawie jakości gry.

W jednym z ubiegłorocznych wywiadów zadeklarowałeś, że chciałbyś zakończyć 2019 rok w TOP 100 rankingu ITF. Trudno mówić o niepowodzeniu, bo na dobrą sprawę nie dałeś sobie zbyt wielu szans na spełnienie tego celu, gdyż w poprzednim sezonie zagrałeś tylko w sześciu zawodowych turniejach. Co było tego powodem?

Tak, zgadza się, w jednym z wywiadów rzeczywiście tak powiedziałem. Postawiłem sobie taki cel, bo wysoki ranking seniorski ITF miał dawać przepustkę do turniejów rangi ATP Challenger. Jak wiadomo, jest to już nieobowiązujące, bowiem ITF w trakcie sezonu zmienił zasady. Dlatego zagrałem tylko w sześciu turniejach, ale z perspektywy czasu fakt, że rywalizowałem w juniorskich imprezach, dał mi dużo pewności siebie. Miałem ciężki początek sezonu, bo wtedy postawiłem przed sobą zbyt wiele celów, czyli chciałem zrobić dobry wynik w turniejach juniorskich i przy okazji zacząć budować ranking seniorski, a to okazało się zbyt trudne i musiało minąć trochę czasu, abym się zaadaptował do nowej sytuacji. Gdybym miał coś zmienić, to nie grałbym tak dużo, a postawiłbym na większą ilość treningów. Teraz wszystko jednak idzie już w dobrą stronę.

Jako junior byłeś 35. na świecie, ale to przestaje mieć jakiekolwiek znaczenie, gdy rozpoczynasz starty w zawodowych rozgrywkach. Aby jakkolwiek zaistnieć na tym poziomie – zdobyć doświadczenie i punkty do rankingu ATP – często musisz brać udział w imprezach rozgrywanych w miejscach, które niczym nie przypominają największych obiektów na świecie, ani tych, na których rywalizowałeś w juniorskich turniejach. Jak Ty wspominasz swoje przejście z juniorskich imprez do tych seniorskich?

Przede wszystkim na początku chciałbym zaznaczyć, że moim celem nie było budowanie na siłę rankingu juniorskiego. Chciałem występować w juniorskich turniejach Wielkiego Szlema, a to dawało miejsce w granicach 50 ITF. A wracając do pytania, czy teraz ranking juniorski traci jakiekolwiek znaczenie? Nie, bowiem dzięki temu mogę korzystać ze specjalnych przepustek dla juniorów, które dostaję w turniejach rangi ITF o puli nagród 15 tysięcy dolarów. Ma to miejsce właśnie dzięki temu, że w 2019 roku tak dużo grałem w juniorskich imprezach i zbudowałem odpowiedni ranking. Jakiś czas temu spędziłem dwa tygodnie w Szarm el-Szejk, gdzie klimat, jakby to powiedzieć, nie do końca jest turniejowy. Dlatego wraz z trenerem staramy się tego unikać i wybierać miejsca, które rzeczywiście przypominają miejsca, gdzie walczy się o rankingowe punkty. We wspomnianym Szarm el-Szejk, czy greckim Heraklionie, można brać udział w turniejach, ale równie dobrze można się tam wybrać na wakacje. Tak, jak mówię – wyciągnęliśmy wnioski z tego, że nie do końca mi się tam podobało i teraz szukamy takich imprez, gdzie otoczka jest nieco bardziej profesjonalna.

Wojciech Marek

W przeszłości miałem okazje rozmawiać z Kacprem Żukiem, Filipem Kolasińskim czy Danielem Michalskim i każdy z nich zaznaczał, że przystosowanie się do gry w seniorach bywa wręcz bardzo trudne.

Nie do końca się z tym zgodzę. Jak dla mnie przystosowanie się do gry w zawodowych rozgrywkach w ogóle nie było trudne i nie mogę powiedzieć, że sprawiało mi to problemy. Cieszę się, że praktycznie każdy mecz gram z rywalem, którego wcześniej nie znałem i co tydzień zbieram punkty, które przybliżają mnie do osiągnięcia celu. W przyszłości chcę być zawodnikiem z TOP 10 na świecie, a żeby to osiągnąć muszę dobrze sobie radzić w zawodowych turniejach, bo przecież juniorskie starty to jedynie coś w rodzaju przygotowania się do tego. Gra w turniejach seniorskich można powiedzieć jest nawet łatwiejsza. Po 11 gemach następuje wymiana piłek, mecz można kontynuować na równych zasadach, a w turniejach juniorskich tylko w Wielkim Szlemie obowiązywała ta zasada. Dla mnie wielokrotnie to był problem, bo po wygraniu pierwszego seta i dobrej grze, w drugim secie już miałem problem z zamknięciem spotkania. Dlatego cieszę się, że tzw. okres juniorski jest już za mną.

Mówiąc, że to jest trudne, miałem na myśli to, iż w zawodowych rozgrywkach presja jest nieporównywalnie większa. Z jednego z najbardziej rozpoznawalnych juniorów stajesz się jednym z wielu tenisistów, a do tego dochodzi powszechny problem w postaci wiadomości otrzymywanych od osób obstawiających mecze w zakładach bukmacherskich. Nie każdy musi być na tyle silny psychicznie, aby sobie z tym poradzić.

Zdecydowanie tak. Wraz z pierwszym zawodowym startem stajesz się jednym z wielu tenisistów, którzy walczą o to, aby się przebić. Do tego w zawodowym tenisie trzeba przejść przez wiele szczebli – począwszy od Futuresów, Challengerów, a dochodząc do turniejów ATP, gdzie przecież też są imprezy różnej rangi. Ten proces na pewno jest dużo cięższy oraz skomplikowany. Przede wszystkim wymaga on dużego wkładu finansowego, a o to nie jest łatwo. Mogę to powiedzieć na swoim przykładzie – pomoc jest najczęściej udzielana juniorom, a gdy on staje się seniorem i wówczas jest mu ona najbardziej potrzebna, bo trzeba wszystko samemu płacić, to niestety zainteresowanie sponsorów staje się coraz mniejsze. Co do osób, które piszą do nas w związku z zakładami bukmacherskimi, to traktujemy te wiadomości z dystansem i staramy się nimi nie przejmować.

Od początku 2020 roku Twoim trenerem jest Alek Charpantidis. Utworzyliście coś na wzór grupy, bowiem Charpantidis zajmuje się tez Janem Zielińskim i Kacprem Żukiem. Jak doszło do tej współpracy i kto był jej pomysłodawcą?

To był zbieg okoliczności. Skontaktowałem się z trenerem, gdy byłem w drodze do Sopotu, gdzie miałem zagrać w turnieju ATP Challenger. Tam się spotkaliśmy i umówiliśmy się na początku na przygotowanie mnie do startu w juniorskim US Open. W tym samym czasie z trenerem rozmawiali też Jan Zieliński oraz Kacper Żuk i zupełnie nieświadomie stworzyliśmy taką grupę. Myślę, że wszyscy na tym korzystamy, bo rozwiązaliśmy problem, z którym często spotykają się tenisiści w Polsce. Mianowicie chodzi o to, że w jednym miejscu, czy mieście nie ma tenisistów, z którymi można trenować.

Poza oczywistym argumentem – którym jest fakt, iż w trzech koszty opłaty za trenera są niższe – co uważasz za największy plus takiej wieloosobowej kooperacji?

Tak, jak mówię – możemy wymieniać się uwagami z chłopakami, wzajemnie się wspieramy i przede wszystkim dobrze sobie życzymy, a wspólne treningi to największy tego plus.

Z czym wiązało się nawiązanie tej współpracy? Przeprowadziłeś się na stałe do Wrocławia?

Nie, ale za każdym razem, gdy wracam do Polski po turniejach, to pojawiam się we Wrocławiu. Nie mam jednak z tym żadnego problemu, wiem, że tak musi być. Trzeba opuścić dom, aby się rozwijać, a w Bytomiu tych możliwości miałem coraz mniej. Wrocław można powiedzieć, staje się teraz takim centrum tenisa w Polsce. Gdy jest tylko na miejscu, to trenuje z nami Hubert Hurkacz, a także Szymon Walków czy Mateusz Terczyński.

Hubert Hurkacz i Wojciech Marek

2020 rok rozpocząłeś wraz z reprezentacją Polski, która w Sydney brała udział w ATP Cup. Wprawdzie nie rozegrałaś tam ani jednego oficjalnego meczu, to miałeś okazje sprawdzić swoje umiejętności na tle innych tenisistów.

Początek roku był dla mnie super, z resztą to był mój trzeci styczeń spędzony w Sydney, więc czułem się prawie jak w domu. A wracając do ATP Cup, to miałem okazję spędzić czas w otoczeniu nie tylko najlepszych tenisistów z Polski, ale także z całego świata. Dodatkowo miałem okazję rozegrać kilka nieoficjalnych sparingów z zagranicznymi tenisistami, do tego otrzymałem wiele cennych wskazówek od Huberta Hurkacza, Łukasza Kubota, Kamila Majchrzaka, czy trenera Craiga Boyntona. Bardzo się cieszę, że dostałem tę szansę.

Jak duży wpływ na Twój dalszy rozwój może mieć tego typu doświadczenie?

Myślę, że ogromny. Ten wyjazd pokazał mi, że tak naprawdę nie brakuje mi wiele do tenisistów ze ścisłej czołówki i że nieprzypadkowo znalazłem się w takim otoczeniu i za jakiś czas sam będę mógł reprezentować Polskę w tego typu turniejach, już nie tylko na ławce rezerwowych. W trakcie turnieju grałem np. sparing z Alexandrem Donskim (obecnie notowany na 572. miejscu – przyp. red), miesiąc później wygrałem z nim na turnieju ITF M25 w Glasgow, do którego musiałem przebijać się przez eliminacje, a on był rozstawionym zawodnikiem. To, że mogłem być w Australii i grać takie sparingi dało mi dużo pewności siebie w pierwszych meczach na początku tego roku.

Gdybyś miał spojrzeć w ranking w listopadzie, jaka pozycja by Cię zadowalała?

Tak, jak już wspomniałem, nie stawiam przed sobą żadnych oczekiwań rankingowych. Wraz z trenerem skupiamy się na rozwoju mojej gry i poprawie poszczególnych elementów. Wiadomo – cały czas chcę iść do góry, małymi kroczkami do przodu. Myślę, że progres w rankingu pojawi się przy okazji. Nie stawiam sobie jednak presji, że muszę coś osiągnąć.

]]>
http://serwisnazewnatrz.pl/bardzo-sie-ciesze-ze-na-powaznie-rozpoczynam-gre-w-zawodowych-rozgrywkach/feed/ 0 931
O tym, jak Djokovic i Federer dali mu nadzieję. Przez Harvard do spełniania marzeń http://serwisnazewnatrz.pl/o-tym-jak-djokovic-i-federer-dali-mu-nadzieje-przez-harvard-do-spelniania-marzen/?utm_source=rss&utm_medium=rss&utm_campaign=o-tym-jak-djokovic-i-federer-dali-mu-nadzieje-przez-harvard-do-spelniania-marzen http://serwisnazewnatrz.pl/o-tym-jak-djokovic-i-federer-dali-mu-nadzieje-przez-harvard-do-spelniania-marzen/#comments Mon, 17 Feb 2020 09:17:29 +0000 https://serwisnazewnatrz.pl/?p=907
Czytaj dalej...]]>
Urodzony w Serbii, w Belgradzie. Wychowany na Malcie, a reprezentujący Chorwację. Jako nastolatek przeniósł się do Stanów Zjednoczonych, gdzie grę w tenisa łączył z nauką. Robił to na tyle dobrze, że nie zadowolił go licencjat zdobyty na Uniwersytecie w Princeston, przez co edukację kontynuował na Harvardzie – najlepszej i najbogatszej uczelni na całym świecie. Gdy wydawało się, że jego świat będzie kręcił się wokół Wall Street, to dwóch gości – a dokładnie Novak Djokovic i Roger Federer, nieświadomie zasugerowali mu, aby się zastanowił nad tym, co chce robić w życiu.

Kilka razy zabierałem się do opisania historii Matiji Pecoticia, którego kojarzę z pierwszego okresu mojej miłości do tenisa, gdy zaznajamiałem się z jak to nazywam – tenisowymi peryferiami – i nie do końca wiedziałem co, z czym się je. Jednak już wówczas oglądanie transmisji z turniejów rangi ATP Challenger Tour nie było mi obce, a tam, co jakiś czas przewijało się nazwisko reprezentanta Chorwacji, który jednak, jak dotychczas, nad Morzem Adriatyckim nie spędził zbyt dużej części swojego życia.

Przez Maltę do jednej z najlepszych uczelni na świecie

Pecotić na świat przyszedł na terenie obecnej Serbii, w Belgradzie. Następnie, przez pierwsze pięć lat swojego życia, wraz z rodziną mieszkał w Chorwacji.Później rodzina Pecotić przeniosła się na Maltę i tam rozpoczęła się jego tenisowa przygoda. Jako, że Matija nie pochodzi ze sportowej rodziny – jego ojciec był znanym ortopedą – to tenis nie był oczywistym wyborem. Zaczęło się bardzo niewinnie – jego ojciec grywał w „biały sport” rekreacyjnie, a później bakcyla złapała starsza o dwa lata siostra Matiji, Gorana. Ona jednak długo nie wytrzymała w pasji, gdyż wybrała pielęgniarstwo, ale młodszy z dzieci trwał w pasji.

Pierwsze miesiące, a nawet lata, jego przygody z tenisem nie wskazywały, aby miało wyjść z tego coś poważnego. Po pierwsze – Malta to nie jest kraj, gdzie istnieją jakiekolwiek tradycje tenisowe. Owszem, warunki do trenowania na pewno nie są najgorsze, ale zaplecze potrzebne do rozwoju nie stoi, a już na pewno nie stało na wysokim poziomie 10 czy 15 lat temu. Poważniejsza, jeśli wówczas można było ją tak nazwać, przygoda Pecoticia, rozpoczęła się dopiero w wieku 16 lat, kiedy zaczął brać udział w juniorskich turniejach ITF.

Powiedzieć, że wyniki były mało obiecujące, to nic nie powiedzieć. Reprezentant Chorwacji nie stał się wyróżniającym juniorem, nigdy nie zdołał przebić się do turniejów Grade 3, nie mówiąc o 1, czy 2. Z różnym szczęściem na przełomie kilku lat sprawdzał się w „czwórkach”, czy „piątkach”, co jednak nie pozwoliło mu wejść chociażby do TOP 1000 rankingu ITF.

Malta to świetne miejsce do życia, ale już niekoniecznie najlepsza baza treningowa dla tenisisty, który miał marzenia. Marzenia, które chciał spełniać. Pecotić stwierdził, że dlaczego miałby nie spróbować dostać się do amerykańskiej uczelni? Pozycji wyjściowej jednak nie miał najlepszej, bowiem trenerzy z wszelakich uniwersytetów nie dobijali się do niego drzwiami i oknami, tylko musiał sam znaleźć sposób na to, aby ich do siebie przyciągnąć. – Już przed ukończeniem szkoły średniej myślałem nad wyjazdem z Malty. Byłem zainteresowany wyjazdem na studia do Stanów Zjednoczonych i zbierałem informacje na ten temat. Postanowiłem wysłać kilka filmików z moich meczów oraz treningów do 200 uczelni. Liczyłem, że tenis pomoże mi w dostaniu się na studia – powiedział Pecotić w jednym z wywiadów udzielonym chorwackiej prasie.

Trzeba mu przyznać, że dar przekonywania miał niezły, bowiem przyjęto go na Uniwersytet w Princeton, który rokrocznie jest wybierany do pierwszej piętnastki najlepszych uniwersytetów świata. Tam nie tylko świetnie sobie radził jako tenisista – bo trzykrotnie został wybrany zawodnikiem roku, ale także zdobył licencjat na wydziale politologii i finansów. Z Princeton droga na Wall Street była bardzo prosta, jednak Pecotic postanowił zaryzykować i dać sobie szansę w tenisie. O ryzyku, jakie podjął najlepiej świadczy fakt, że pierwszy oficjalny mecz na poziomie ITF rozegrał dopiero w 2012 roku, gdy miał już ukończone 23 lata. To pokazuje, że mimo, iż tenis od zawsze był w jego życiu, to niekoniecznie był pierwszym wyborem.

Wszyscy postrzegają Australię jako kraj tenisowy, ale tak jest ze względu na Australian Open

Trzy lata na zrobienie kariery

Pecotić zawodowe starty na dobre rozpoczął w 2014 roku. Chociaż trudno było o jakieś przesłanki i perspektywy w kontekście jego marszu w górę rankingu ATP, on postawił przed sobą jasny cel. – Wyznaczyłem sobie cele. W pierwszym sezonie zawodowym chciałem być w TOP 600, w drugim w TOP 300, a w trzecim roku moim celem było wejście do TOP 100. Jeśli mi się nie uda, poświęcę się biznesowi. To był mój plan.

Ci, którzy po jego pierwszych meczach w zawodowym cyklu, przecierali oczy ze zdziwienia i pytali: „Do diaska, kto to jest?”, mogli być potężnie zdziwieni, gdy Pecotić już w drugim roku regularnych startów wdrapał się na 206. miejsce na świecie. Wszystko wskazywało, że jego plany – choć dla wielu wyimaginowane – mogą mieć odniesienie w rzeczywistości. Na drodze stanęły jednak problemy zdrowotne, które raz po raz wykluczały go z gry na coraz dłuższy okres.

Choć Pecotić w 2016 roku zadebiutował w eliminacjach do turnieju wielkoszlemowego (US Open), to jednak nie był to dla niego dobry rok. Łącznie wziął udział jedynie w sześciu turniejach, a w częstszych startach przeszkodziło zdrowie, a raczej jego brak. Chorwat musiał się poddać dwóm operacjom, które łącznie zabrały mu ponad 15 miesięcy tenisowego życia. Jako, że Pecotic nie jest osobą, która chce tracić czas, postanowił nie stać w miejscu i rozpocząć kolejne studia.

O ile Princeston to jedna z najlepszych uczelni na świecie, tak Harvard to bezapelacyjnie najlepsza uczelnia na świecie. Pecotić właśnie tam, na uniwersytecie, który ukończyli byli prezydenci Stanów Zjednoczonych – George W. Bush i Barack Obama – chciał zdobywać kolejne doświadczenie. I zrobił, tak, jak sobie zaplanował. W latach 2017-2019 uczył się na najlepszej szkole biznesowej na świecie, a przy okazji wrócił do tenisa i w drużynie Harvardu znów robił, to co kochał.

Wall Street czy biznes tenisowy?

Gdy wydawało się, że Pecotić świetnie czuje się w świecie biznesu i rozwijanych przez niego projektach, ciągle coś lgnęło go do tenisa. Zaczęło się niewinnie – Novak Djokovic, który w przeszłości zapraszał go do wspólnych treningów, chciał to powtórzyć także podczas US Open w 2018 roku. To był pierwszy moment, gdy coś w nim zaczęło pękać. Coraz częściej rozmyślał o powrocie do zawodowych startów. – Pomyślałem sobie: „Człowieku, grasz z Novakiem Djokoviciem, spróbuj jeszcze czegoś w tym tenisie!” I tak zrobiłem.

Czas na kolejne treningi nadszedł w 2019 roku, kiedy to Pecotić miał okazję „odbijać” w Indian Wells z Rogerem Federerem i Stefanosem Tsitsipasem. Grek był wówczas dziewiąty na świecie, a sparing z Chorwatem wygrał dopiero po tie-breaku. Tsitsipas nie chciał dać mu spokoju i atakował go stwierdzeniem, że grał na poziomie TOP 30 na świecie. Wtedy Matija ostatecznie stwierdził, że nadszedł czas na „zrobienie czegoś w tenisie”.

To nie było tylko potwierdzenie, ale także utwierdzenie w przekonaniu. Treningi z Rogerem Federerem, Novakiem Djokoviciem i Stefanosem Tsitsipasem wyeliminowały moje dotychczasowe wahania, które dotyczyły tego, czy skupić się na Wall Street czy wejść w biznes tenisowy – opowiadał Pecotić, który pierwszy mecz w tourze, po ponad dwóch latach przerwy, rozegrał w turnieju ITF w meksykańskim Cancun.

Po dwóch latach przerwy – od gry w prekwalifikacjach do wygrania tytułu

Pecotić zmagania w Cancun, na najniższym poziomie tenisowych peryferii, czyli w turnieju rangi ITF o puli nagród 15 tysięcy dolarów, rozpoczął od udziału w prekwalifikacjach, które wygrał. Później nadszedł czas na dwustopniowe eliminacje i w końcu główną drabinkę. 30-latek nie miał sobie równych w stanie Quintana Roo, gdzie przegrał tylko jednego seta, a w finale rozbił wówczas 457. na świecie Camilo Ugo Carabelli’ego 6:2, 6:1.

„Tenisowe peryferia” to bardzo dobre określenie na to, jakie miejsca Pecotić upatrywał sobie na kolejne starty. Chorwat za grosz nie miał parcia na szkło i starał się grać tam, gdzie o punkty było teoretycznie najłatwiej – po ponad miesiącu od powrotu w Cancun, zagrał w Portugalii. Później gościł w Irlandii, czy ponownie w Meksyku, ale również w Serbii, Libii, Turcji, Grecji, Katarze, czy Libanie. W 2019 roku zdążył również zaznać smaku powrotu do rozgrywek ATP Challenger Tour – we wrześniu dostał dziką kartę do imprezy w Banja Luce, gdzie doszedł do trzeciej rundy.

Reprezentant Chorwacji rok zakończył z pięcioma wygranymi turniejami ITF, co oznacza, że w ciągu kilku miesięcy zdołał przebić swoje dokonania ze wcześniejszych lat kariery. Sezon zakończył z bilansem 46-8 i jako 396. tenisista rankingu ATP.

Pecotić tempa zwalniać nie zamierza również w obecnej kampanii, którą rozpoczął od wygrania turnieju ITF w Nonthaburi. W tajlandzkim mieście rozegrał jeszcze jeden turniej, ale tym razem w półfinale musiał uznać wyższość Benjamina Bonziego. Dobry początek 2020 roku wlał w niego dozę optymizmu, bowiem stwierdził, że znów jest gotowy do gry na poziomie ATP Challenger Tour.

Krótka piłka 🎾 – chcielibyście jutro przeczytać nowy artykuł na blogu? Z cyklu moja specjalność – dla wielu anonimowy…

Opublikowany przez Serwisa nę zewnątrza – tenisowego boga Michałę Pochopnia Niedziela, 16 lutego 2020

Obecnie 343. tenisista globu, po 579 dniach, znów zagra w rozgrywkach wyższej rangi, niż ITF. Celowo pominąłem ubiegłoroczny występ w Banja Luce, gdzie zagrał dzięki dzikiej karcie, bowiem Pecotić to człowiek, który lubi brać sprawy w swoje ręce. Czy to wtedy, gdy jako anonimowy junior z Malty zamarzył wyjechać na studia do Stanów Zjednoczonych, czy wtedy, gdy zaryzykował i zrezygnował z bycia częścią legendarnej Wall Street na poczet spełniania marzeń. Reprezentant Chorwacji w poniedziałek zainauguruje zmagania w turnieju ATP Challenger Tour w Bergamo, gdzie dostał się dzięki rankingowi i dokonaniom z ostatnich tygodni. Czy da się mu nie kibicować po poznaniu tej historii, która daje nam przynajmniej kilka życiowych lekcji:

Gdy się coś kocha, to trzeba dążyć do spełniania marzeń.

Nawet, jeśli statystyki mówią, że jest za późno, nie wierz w to. Przekonaj się o tym na własnej skórze.

Idź za głosem serca.

Moi mili, oto Matija Pecotić.

]]>
http://serwisnazewnatrz.pl/o-tym-jak-djokovic-i-federer-dali-mu-nadzieje-przez-harvard-do-spelniania-marzen/feed/ 1 907
To jest walka o przetrwanie. Tenisiści robią różne rzeczy, aby przeżyć http://serwisnazewnatrz.pl/to-jest-walka-o-przetrwanie-tenisisci-robia-rozne-rzeczy-aby-przezyc/?utm_source=rss&utm_medium=rss&utm_campaign=to-jest-walka-o-przetrwanie-tenisisci-robia-rozne-rzeczy-aby-przezyc http://serwisnazewnatrz.pl/to-jest-walka-o-przetrwanie-tenisisci-robia-rozne-rzeczy-aby-przezyc/#respond Sat, 20 Apr 2019 07:06:33 +0000 http://serwisnazewnatrz.pl/?p=605
Czytaj dalej...]]>
O narodzinach córki, egzotycznych miejscach, w których grał w tenisa oraz o podjęciu decyzji o nawiązaniu współpracy z byłym szkoleniowcem m.in. Ivo Karlovicia, Damira Dzumhura czy Janko Tipsarevicia – o tym, i o kilku niezwykle ciekawych tematach, porozmawiałem z polskim tenisistą, Adrianem Andrzejczukiem.

23-latek kilkanaście miesięcy temu był jednym z najpoważniejszych polskich kandydatów do zaznaczenia swojej obecności w rozgrywkach deblowych. Chociaż Adrian Andrzejczuk sukcesy osiągał jedynie na poziomie ITF Futures, to jednak wszystko wskazywało, że kwestią czasu jest dzień, kiedy otrzyma swoją szansę w imprezach rangi ATP Challenger. Kilka czynników złożyło się na to, że teraz musi postawić wszystko na jedną kartę. Jak sam przyznał – zdaje sobie sprawę z tego, że nadszedł „ostatni dzwonek”, aby spróbować zrobić karierę.

***

Michał Pochopień: Tunezja, Tajlandia, Wietnam, Nigeria, Dominikana, Cypr, Kuwejt. Zwiedziłeś trochę świata dzięki grze w tenisa – można cię nazwać swego rodzaju obieżyświatem. Pokuszę się o stwierdzenie, że częściej występowałeś na innych kontynentach, niż w Europie. Z czego się to wzięło?

Adrian Andrzejczuk: Wiele czynników się na to złożyło. Po pierwsze nie mam sponsorów, więc bardzo często starałem się ekstremalnie ciąć koszta. Lecąc do takich krajów wydajesz sporo pieniędzy na bilety lotnicze, ale za to życie na miejscu przy odpowiednim zorganizowaniu – mowa o korzystaniu z platformy Airbnb, miejskiego transportu, czy samodzielnym gotowaniu – jest bardzo tanie. Zatem, jak zrobisz jakiekolwiek wyniki, to jesteś w stanie pokryć znaczną cześć tych kosztów. Ważne w tym wszystkim jest także to, aby posiadać znajomości. Najprawdopodobniej, gdyby nie mój serdeczny przyjaciel, notabene prowadzący akademię w Tajlandii, to nigdy bym nie zobaczył Wietnamu oraz nie dowiedziałbym się, jaka tam jest kultura tenisowa.

Na jaki wydatek musi być przygotowany tenisista, który – powiedzmy – chce zagrać w Egipcie w dwóch czy trzech turniejach? Ilu z Was wraca do kraju nie tracąc pieniędzy?

To jest generalnie długi temat. Myślę, że gdybyśmy chcieli ludziom uświadomić, jak to funkcjonuje, to musielibyśmy zrobić osobny wywiad. Co do wyjazdów do Egiptu, to wszystko zależy od tego, czy chcesz ciąć koszta, czy nie. Jeśli tak, to masz trochę pod górkę. Głównie, jeśli chodzi o tenis. Wszystko przez zasady. Pewnie niewielu to wie, ale odpadając z turnieju, nie możesz nawet trenować na kortach, na których jest on rozgrywany. Lepiej siedzieć w oficjalnym hotelu, bowiem wtedy wychodzisz mniej więcej na zero. Co do kosztów, to musisz sobie liczyć około 70 dolarów na dobę. Z przelotami wygląda to tak, że znów masz dwie opcje – tniesz koszta, czy full wypas. Czasami nawet za 300-400 złotych możesz sobie kupić bilecik do Egiptu.

Osobiście ostatnio za drugą rundę singla i półfinał debla zarobiłem ponad 300 dolarów. I tak byłem około 120 dolarów w plecy po turnieju. Doliczmy do tego naciąganie rakiet. Mamy już 170 dolarów na minusie. Warto podkreślić to, że zawsze – nieważne, czy w Europie, Afryce, czy Azji – wszystko zależy od Ciebie. Możesz spać w hostelu za siedem dolarów na dobę, tak jak ja robiłem w Wietnamie i chodzić pieszo na korty przez 30 minut. Możesz wybrać drugą opcję i nocować w oficjalnym hotelu. Jest to wydatek rzędu 70 dolarów na dobę, ale masz zapewniony transport na korty i śniadanie pod nos.

Jaki to wszystko ma wpływ na ustawianie meczów?

Osoby, które muszą działać na własną rękę, potwierdzą, że na dzień dzisiejszy turnieje rangi ITF to jeden wielki survival. To jest walka o przetrwanie, przez co tenisiści są w stanie robić różne rzeczy, aby przeżyć. Ustawianie meczów to tylko jedna z ciemnych stron zawodowstwa. Owszem – zdarzają się tacy, którzy ustawiając mecze chcą zarobić na życie, albo żeby sobie kupić jakąś fajną furę. Słyszałem również historie o zawodnikach, którzy musieli opłacić jakaś poważną operację dla członka rodziny. Generalnie – różnie bywa.

(Zakłady bukmacherskie w ostatnim czasie zyskały ogromną popularność i nie chodzi tylko o społeczność związaną ze sportem. Najlepszym tego potwierdzeniem jest fakt, że firmy bukmacherskie podążają za trendem i otwierają się na nowe rynki. W ich ofercie pojawiają się również zakłady na symulowane gry karciane, jak poker, wojna czy bakarat)

W 2017 roku roku pokonałeś Joao Menezesa, który wówczas był notowany na 495. miejscu na świecie. Dziś on jest zawodnikiem z czwartej setki rankingu ATP, regularnie występuje w zawodach rangi ATP Challenger Tour, a Twojego nazwiska nie ma w tej klasyfikacji. Co poszło nie tak?

Powiem szczerze, że rozegrałem wiele zaciętych meczów z tenisistami, którzy teraz rywalizują na Challengerowym poziomie. Niejednokrotnie pokazałem na co mnie stać i jak potrafię zagrać, kiedy osiągnę stan „flow”. Z kolei na to, że jestem, gdzie jestem, składa się kilka czynników. Przede wszystkim nie miałem odpowiedniej mentalności. Dużo głupot, wiele złych podjętych decyzji, brak odpowiedniego sztabu szkoleniowego, który ci wskaże drogę i zmniejszy margines popełnianych błędów. Samotna tułaczka, wszystko było na mojej głowie. Byłem własnym menedżerem oraz zawodnikiem w jednym. To oczywiście zbyt wiele, jak na jedną osobę. W Polsce realia są, jakie są. W mojej sytuacji naprawdę trudno rywalizować z przeciwnikami, którzy już na wstępie mają nade mną ogromną przewagę.

Przede wszystkim można Cię kojarzyć z sukcesów w deblu. Wraz z Mateuszem Smolickim wygraliście trzy Futuresy, z dobrej strony pokazaliście się w Szczecinie, gdzie w 2016 roku doszliście do ćwierćfinału ATP Challenger Tour. Patrząc obiektywnym okiem – posiadaliście potencjał, aby osiągnąć coś więcej, niż wspomniane trzy tytuły w ITF-ach. Dlaczego po owocnym 2016 roku w kolejnym sezonie graliście ze sobą rzadziej, aż zakończyliście współpracę. Kluczowe było rozpoczęcie studiów przez Smolickiego, czy możliwość nauki w Stanach Zjednoczonych pojawiła się później?

Od czasów juniorskich wierzyłem w to, że ja i Mateusz możemy być kolejną słynną polską parą deblową. Sądziłem, że przy odpowiednich treningach, systematyczności i dobrym planowaniu startów zrobimy szybki skok do najlepszej setki na świecie. Od początku namawiałem Smolickiego oraz jego tatę, aby jak najwięcej grać, bo robiliśmy dobre wyniki i warto byłoby pójść za ciosem. W pewnym momencie dowiedziałem się, że rezultaty Mateusza zaciekawiły amerykańskie uczelnie, które chciały go u siebie. Podjął decyzję, że przeniesie się do Stanów Zjednoczonych i nasze nastawienia się zaczęły różnić. Z czasem mieliśmy również odmienne zdania na różne tematy i suma sumarum musieliśmy się rozstać. Mam nadzieję, że w Stanach wiedzie mu się dobrze i oczywiście życzę mu jak najlepiej!

Nie masz wrażenia, że w pewnym stopniu nie wykorzystałeś swojej szansy? Byłeś 375. deblistą świata. Przy odrobinie szczęscia, i kilku kolejnych dobrych startach w Futuresach, mogłeś powoli myśleć o imprezach ATP Challenger Tour..

Oczywiście, że mam to w głowie. Wszyscy byli pewni, że mogę zrobić deblową karierę. Utrzymywałem dobrą formę, regularnie notowałem pomyślne starty – wtedy przyszedł czas, kiedy musiałem się zastanowić – stawiam na grę podwójną i szukam swoich szans w słabiej obsadzonych turniejach rangi ATP Challenger Tour, czy jest jeszcze za wcześnie na taką decyzję i warto wierzyć w sukces w singlu. Wtedy ja i mój ówczesny trener, Tomek Grygoruk, zadecydowaliśmy, że właśnie jest na to za wcześnie. W końcu byłem notowany w okolicy 800. miejsca w rankingu singla. Pamiętam, że wtedy odpuściłem występ Challengerowy w Finlandii, gdzie moim partnerem miał być Alexander Pavlioutchenkov (obecnie 188. deblista świata – przyp. red.). Potem rozstałem się z trenerem i można powiedzieć, że rozpoczęła się moja tułaczka. A mogło wyjść z tego coś naprawdę dużego, bo byłem pierwszym młodym Polakiem z mojego pokolenia, który robił takie wyniki. Podejrzewam, że gdybym zaczepił się o Challengery, to nie musiałbym już wracać do zmagań w Futuresach..

Czy wyjazd do Włoch, gdzie teraz trenujesz, można nazwać postawieniem wszystkiego na jedną kartę?

Tak, i to dosłownie. Po reformie rozgrywek ITF chciałem w styczniu zagrać kilka turniejów, aby na własnej skórze przekonać się, jak to wygląda. Wcześniej byłem u przyjaciela (u Jose Vidala Azorina – przyp. red) w Hiszpanii, gdzie miałem okazję z nim potrenować. Później poleciałem do Egiptu – tam pograłem nieźle, ale ogólnie rzecz biorąc poziom był bardzo wysoki (Andrzejczuk dwa razy opadł w drugiej rundzie – dwukrotnie musiał uznać wyższość Lukasa Kleina. Słowaka śmiało można nazwać królem egipskich zmagań w 2019 roku – wygrał tam już trzy turnieje i może pochwalić się serią 15 zwycięstw z rzędu – przyp. red). Jakby nie patrzeć – skorzystałem na tym wyjeździe. Chociażby dlatego, że miałem okazję trenować z Chun Hsinem Tsengiem, czyli najlepszym juniorem na świecie. Właśnie od niego oraz jego teamu bardzo dużo się nauczyłem.

Wracając do tematu egipskich występów, to generalnie lubię mocno obsadzone turnieje. Lubię wyzwania – rywalizacja z trudnymi przeciwnikami powoduje, że ciągle muszę się poprawiać.

W każdym bądź razie – ostatnie starty nie zmieniły mojej sytuacji – słaby ranking, powiększenie rodziny, brak odpowiednich funduszy. To spowodowało, że po powrocie odwiesiłem rakietę. Musiałem zacząć rozmyślać nad planem B. Zadecydowałem, że poukładam sobie sprawy na miejscu, później rozpocznę odpowiednie przygotowania i polecę na dwa, kto wie, czy nie ostatnie, turnieje. Wcześniej jednak postanowiłem wybrać się na kurs trenerski GPTCA, gdzie wykładowcami byli dwaj zawodnicy niegdyś notowani w TOP 50 rankingu ATP i Alberto Castellani. Wiedziałem, że oprócz papierku, mogę również dowiedzieć się wiele cennych rzeczy, które przydadzą się mi, jako zawodnikowi. Właśnie między innymi dlatego Alberto zwrócił na mnie uwagę, gdyż z grona kursantów byłem jedynym czynnym tenisistą.

Właśnie. Alberto Castellani zajmował się karierami Ivo Karlovicia, Janko Tipsarevicia czy Damira Dzumhura. Nikomu nie trzeba przedstawiać tych tenisistów. Co tak doświadczonego oraz spełnionego szkoleniowca skłoniło do pracy z zawodnikiem, który przecież rywalizuje na dużo niższym poziomie niż chociażby wspomniana trójka?

Dobre pytanie, wiele razy rozmawiałem z nim na ten temat (śmiech). Myślę, że przemówił do niego chociażby fakt, iż ominąłem poród mojej córeczki i jechałem pociągiem przez 16 godzin, aby dotrzeć na kurs trenerski w Niemczech. Wrażenie na nim zrobiło również to, że naprawdę bardzo chcę grać w tenisa i szukam wszelakich sposobów, aby wydostać się z błędnego koła. Po wspólnym treningu powiedział mi, że mam dobrą technikę, świetnie się poruszam i jestem dobrze zbudowany. Stwierdził, że posiadając takie „papiery” na granie, nie mogę tego zmarnować i nie mogę skończyć z zawodową grą. Umówiliśmy się na treningi we Włoszech, bo chciał się przekonać, czy z jego pomocą jestem w stanie wskoczyć na wyższy szczebel. Podsumowując, to według niego mam to coś. A ja zyskałem trenera, który jest dla mnie ogromnym autorytetem. Wiem, że nie zostało mi zbyt dużo czasu i wszystko stawiam na jedną kartę. Albo grubo, albo wcale.

Opublikowany przez Adrian Andrzejczuk Niedziela, 31 marca 2019

Plan awaryjny przygotowany, czy skupiasz się na tym, że po prostu musi się udać?

Przygotowałem się na to podczas dwumiesięcznej przerwy od startów. Zrobiłem w tym czasie wspomniany kurs trenera, trenera mentalnego oraz uczestniczyłem w szkoleniach o psychologii sportowej. Dodatkowo wykonałem odpowiednie ruchy, które będą zabezpieczeniem w razie niepowodzenia. Oczywiście – nie musi się udać, ale całą swoją energię skupiam na tym, iż wszystko zakończy się pomyślnie.

Jak sobie radzisz z krytyką? Jestem przekonany, że miałeś „okazję” się z nią przynajmniej kilka razy spotkać..

„Czy w jego przypadku jest sens kontynuować karierę? Może nich sobie ten Andrzejczuk lepiej da spokój? Przecież całe życie jest 800/900. na świecie”. Nie wiem czy ludzie wiedzą, ale oprócz tego, że utkwiłem na tej pozycji, to warto wspomnieć, iż w wieku 16 lat ja przegrywałem na mistrzostwach województwa z zawodnikami, którzy nie byli nawet w TOP 40 w kategorii wiekowej w Polsce! Nigdy w życiu nie pomyślałem, że będę zdobywał medale na mistrzostwach Polski albo grał na arenie międzynarodowej. Wielu polskich zawodników – czy to z mojego rocznika, czy starszych – po prostu dogoniłem albo prześcignąłem w błyskawicznym tempie. Jedyne, co dostałem od PZT przez ten okres, to pięć tysięcy złotych i jeden dwutygodniowy wyjazd do Grecji. Myślę, że w porównaniu do innych tenisistów, przy których mój ranking wyglądał lepiej, to zdecydowanie za mało. Tutaj muszę podziękować moim rodzicom, dzięki którym mogłem walczyć o przetrwanie na arenie międzynarodowej. Mimo wszystko jestem z siebie dumny i dzięki nowemu trenerowi wierzę w sukces. W przyszłości chciałbym się podzielić tymi wszystkimi przeżyciami, pomagać zawodnikom, którzy chcą podążać podobną ścieżką, a także dołożyć cegiełkę do rozwoju polskiego tenisa.

Kilkanaście dni temu urodziła się Twoja córka Hanna – ogromne gratulacje! Jakie myśli kotłowały się w Twojej głowie? Długo zastanawiałeś się nad tym, czy to jest właściwy moment na podjęcie decyzji o kolejnej próbie zrobienia kariery?

Pierwsze co pomyślałem, to cieszyłem się z tego, że będę miał swojego potomka i będę miał swoją małą rodzinkę, dla której zrobię wszystko i chciałbym ją uszczęśliwić. Piękne uczucie. Hania może liczyć tylko na mnie i swoją mamę, więc kto jak nie ja ma jej zapewnić bezpieczeństwo w przyszłości? Na szczęście moja partnerka jest bardzo wyrozumiała i odciąża mnie, jeżeli chodzi o małą. Jestem jej za to bardzo wdzięczny, choć wiem, iż jest jej z tym trudno. Zwłaszcza, że wracam do kraju na kilka dni co półtorej miesiąca.

Myślę, że temat przeprowadzki do Włoch na razie nie wchodzi w grę. Alberto mi proponował takie rozwiązanie, ale Hania jest za mała, a moja dziewczyna ma swoje plany. Natomiast moja przeprowadzka do Sanoka, czy jakiegokolwiek innego miasta w Polsce – wiązałaby się z jednoczesnym końcem kariery. Póki co jest, jak jest i muszę się skupić na graniu. Dać z siebie wszystko i za kilka miesięcy spojrzeć w lustro i odpowiedzieć sobie na pytania. W międzyczasie chciałbym odłożyć pieniądze, które przeznaczyłbym chociażby na opłatę wynajmu małego mieszkania dla mojej rodziny.

Na koniec chciałbym pozdrowić wszystkie osoby, które trzymają za mnie kciuki. Jestem dumny z tego, że pochodzę z małej wioski i zawsze podkreślam, iż pamiętam skąd jestem. Mam nadzieję, że dam Wam jeszcze wiele pozytywnych emocji!

fot. archiwum prywatne Adriana

]]>
http://serwisnazewnatrz.pl/to-jest-walka-o-przetrwanie-tenisisci-robia-rozne-rzeczy-aby-przezyc/feed/ 0 605