W tym momencie kariery żyję z tygodnia na tydzień, a kolejne występy są uzależnione od tego, jak poradziłem sobie w poprzednich turniejach

Szymon Walków to zawodnik, który wie, co to prawdziwa tułaczka po wszelakich turniejach rangi ITF. Polski tenisista na tym szczeblu rozgrywkowym występował przez kilka lat, ale zmieniło się to w 2018 roku. 23-latek po prostu wziął sprawy w swoje ręce i zabrał to, co dostał od losu. Efekt wręcz FENOMENALNY – trzy wygrane turnieje rangi ATP Challenger Tour, awans do drugiej setki deblowego rankingu ATP. Jeśli z jakichkolwiek plebiscytów wykluczono by Huberta Hurkacza i Igę Świątek, to dla mnie właśnie Walków byłby objawieniem poprzedniego sezonu.

Deblista z drugiej setki rankingu ATP opowiedział mi między innymi o tym: jak dzięki cierpliwości zanotował ogromny progres, jak trudne jest życie tenisisty na tym poziomie oraz, że listy zgłoszeniowe do turniejów potrafią płatać figle.

***

Michał Pochopień: Zacznijmy od przypisania cię do jednej z grup. Szymon Walków. Singlista czy deblista?

Szymon Walków: Deblista, który jeżeli tylko ma możliwość, to występuje również w singlu. Wprowadzona reforma zdecydowanie utrudnia to w zawodach rangi ATP Challenger Tour, ale gdy gram w Futuresach, to robię to bardzo chętnie. Mam dopiero 23 lata, potrafię się przebiec po korcie. I zaznaczam, że nie tylko w kierunku siatki.

2018 rok był dla Ciebie szczególny. Mimo, że wyraźnie postawiłeś na debla, to sukcesy osiągałeś nie tylko w grze podwójnej. Poza trzema wygranymi turniejami deblowymi ATP Challenger Tour oraz czterema ITF Futures na swoim koncie zapisałeś także tytuł w singlu. Spodziewałeś się, że po kilku latach – nie bójmy się tego powiedzieć – stagnacji – będziesz w stanie odnotować taki progres?

Jeżeli chodzi o grę podwójną, to uważam, że już wcześniej udowadniałem swoją wartość i potencjał. Pod koniec 2017 roku miałem serię pięciu finałów w turniejach Futures. Następnie tak naprawdę nie miałem okazji sprawdzić się na wyższym poziomie – aż do startu w Poznań Open. Otrzymałem swoją szansę w postaci dzikiej karty do turnieju i byłem gotowy do tego, żeby ją wykorzystać. Oczywiście nie sam, ponieważ debel jest grą drużynową i ogromną rolę w tym sukcesie miał mój partner, Mateusz Kowalczyk. Ta wygrana dodała mi skrzydeł i moja kariera nabrała rozpędu właśnie od tego momentu.

Walków z premierowym tytułem w singlu

Walków z premierowym tytułem w singlu

Dokonałeś jakichś stanowczych zmian w przygotowaniach? Czy może kluczem do poprawy poziomu gry była cierpliwość i wyczekiwanie na swój moment?

Nie dokonywałem żadnych zmian w przygotowaniach, szczerze mówiąc na początku 2018 roku byłem zmuszony rozstać się z moim ówczesnym trenerem, Filipem Kańczułą. Po prostu nie było mnie stać na jego utrzymanie. Przetrwałem jednak ten ciężki okres, każdego dnia wykonywałem pracę i wierzyłem w swoje możliwości. W tym momencie miałem dużo szczęścia, bo we Wrocławiu mieszka Tomasz Bednarek. Nauczyłem się od niego bardzo wiele i sporo godzin spędziliśmy na wspólnych treningach.

Uważam, że jest dokładnie tak, jak powiedziałeś. Czasami w życiu dostaję się nieliczne szanse i trzeba być gotowym do tego, żeby je wykorzystać. Oczywiście, żeby być na to gotowym, to trzeba każdego dnia ciężko i rzetelnie pracować. Jeżeli jesteś szczery ze sobą i wiesz, że wykonałeś pracę, którą powinieneś, prędzej czy później twoja szansa nadejdzie.

Bardzo się cieszę, że w moim rozwoju brało udział dwóch świetnych oraz zasłużonych deblistów – wspomnieni Mateusz Kowalczyk i Tomasz Bednarek. Był to niesamowity gest z ich strony i jestem przekonany, że bez tego nie byłbym tam, gdzie jestem obecnie. Mam wrażenie, że w naszym kraju zbyt mało wykorzystujemy właśnie takich ludzi, którzy mieli udane kariery, zawodników takich właśnie jak Mateusz, Tomek, ale i również na przykład Mariusz Fyrstenberg, Bartek Dąbrowski. I wielu innych bardzo dobrych tenisistów.

To nie jest przypadek, że Kamil Majchrzak i Hubert Hurkacz zrobili ogromne postępy pod opieką takich trenerów, jak Tomasz Iwański i Paweł Stadniczenko. Mają oni ogromną wiedzę i doświadczenie, które nabyli przez kilkadziesiąt lat – wpierw będąc zawodnikami, a następnie pomagając innym. Dlatego ja też chciałbym podążyć tą drogą. Pod koniec poprzedniego roku nawiązałem współpracę z Marcelem Du Coudray, który trenował parę deblową Henri Kontinen / John Peers (był także szkoleniowcem Nikolaya Davydenko, czy Urszuli Radwańskiej – przyp.). Marzę o tym, żeby dysponować takimi środkami, aby móc pracować z Marcćelem w większym wymiarze czasowym niż dotychczas. Obecnie bardzo dużo ze sobą rozmawiamy i nawet dzięki rozmowom stałem się lepszym zawodnikiem, natomiast na korcie spędziliśmy ze sobą raptownie kilka treningów. Wierzę w to, że przy takim trenerze będzie mnie stać, aby zajść naprawdę daleko w grze podwójnej.

Tajemnicą nie jest, że gra na poziomie ITF w żaden sposób nie jest rentowna. Po prostu trzeba dokładać do biznesu. Jak sobie radziłeś z tym problemem? Na ile kilka udanych występów w Challengerach zmieniło Twoją sytuację finansową i czy możesz już mówić o stabilizacji?

Niestety. Nie mogę mówić o jakiejkolwiek stabilizacji finansowej. W poprzedniej odpowiedzi wspomniałem już, że nie stać mnie nawet na utrzymanie trenera, więc nie można powiedzieć o pełnym profesjonalizmie moich przygotowań, a co dopiero o jakiejkolwiek stabilizacji finansowej.
Utrzymuję się z tego co zarobię na korcie. To, co zarobię, automatycznie wydaję na przygotowanie się czy wyjazd na kolejne turnieje. Dużą część mojego budżetu stanowią pieniądze zdobyte dzięki startom w zagranicznych ligach, w których gra się jednak najczęściej w sezonie letnim. Nie ukrywam, że obecna sytuacja finansowa jest bardzo uciążliwa. Wprost mogę powiedzieć, że w tym momencie mojej kariery żyję z tygodnia na tydzień, a kolejne występy są uzależnione od tego, jak poradziłem sobie w poprzednich turniejach. Oczywiście wygrane w Challengerach dały mi trochę oddechu pod względem finansowym, przez pewien okres bylem spokojny o finanse, jednak było to krótkoterminowe.

Nie chcę zbytnio narzekać, nie zależy mi na tym, żeby mieć pieniądze na swoje zachcianki. Nie gram w tenisa dla pieniędzy, jednak zdaję sobie sprawę, że żeby rywalizować z najlepszymi zawodnikami na świecie, muszę inwestować w siebie i mieć odpowiedni sztab ludzi mnie wspierających.

Zdarzały się jakieś ekstremalne sytuacje, gdy na przykład musiałeś pożyczać pieniądze na turniejowy występ? Czy w ciągu kilkuletniej przygody z zawodowym tenisem miałeś momenty zrezygnowania i pojawiały się myśli typu: ”Mam dość. Rzucam tym wszystkim. Idę do normalnej pracy i nie będę się martwił tym, co będzie za tydzień?”

Muszę być sprawiedliwy i w tej części rozmowy powiedzieć, że podczas kryzysowych momentów pomagało mi wiele osób. Każda z nich wie, jak bardzo jestem im wdzięczny. Być może rozmawiamy o niezbyt przyjemnych aspektach życia zawodowego tenisisty, ale przecież ja mam ogromny przywilej w życiu. Mogę robić to, co kocham. Łączyć pasję z pracą, podróżować po świecie, poznawać nowe kultury, a także pozyskiwać nowe kontakty, które mogą być przydatne po zakończeniu kariery.

W życiu mogłem trafić o wiele gorzej, więc nie, nigdy nie miałem takich myśli. Oczywiście, zdarzały się momenty frustracji, ale trzeba przyznać, że mam niesamowicie dużo szczęścia, za co jestem bardzo wdzięczny moim rodzicom, którzy zawsze pchali mnie w tym kierunku i sami ogromnie się poświęcali, abym mógł pielęgnować moją pasję.

Od wspomnianego rozstania z trenerem Kańczułą podróżujesz na turnieje sam? Jeśli tak, to zapewne możesz mówić o swego rodzaju szkole życia? Bo poza oczywistą oszczędnością w postaci opłacania jednego biletu mniej, jednego noclegu mniej, to chyba nie ma innych pozytywów?

Największe koszty generują podróże, które często muszą być planowane na ostatnią chwilę. Jeśli chodzi o nocleg, to przywilejem graczy jest tzw. hospitality, dzięki czemu nocleg jest zapewniany przez organizatorów.

Na turnieje podróżuję sam, ale podczas ich bardzo często mam do czynienia z tymi samymi twarzami. Zdążyłem się już z nimi bardzo dobrze zapoznać i wewnątrz panuje naprawdę bardzo dobra atmosfera. Mimo, że rywalizujemy ze sobą na korcie, walczymy o rankingowe punkty, pieniądze, a także o naszą przyszłość, to poza kortem nie ma mowy o wrogości. Zawsze można znaleźć kogoś z kim porozmawiasz, miło spędzisz czas, a także czegoś się nauczysz. Tak, jak wspomniałem wcześniej, życie tenisisty, chociaż nie zawsze jest kolorowe, na pewno jest czymś dobrym.

Smutna jest polska rzeczywistość. Poza Igą Świątek i Hubertem Hurkaczem, którzy w 2018 roku „rozbili bank”, to właśnie Ty byłeś kolejnym graczem, który osiągał duże, jak na nasze realia, sukcesy. Nie obiło się to jednak sporym echem – kilka portali wspomniało i to na tyle. Chyba zgodzisz się ze mną, że Twoje wyniki zasługiwały na chociażby chwilę chwały?

Trudno mi odpowiedzieć na to pytanie, nie oczekuję wspomnianej chwały za swoje wyniki i nie dlatego gram w tenisa, Muszę jednak wspomnieć, że po moich sukcesach otrzymałem dużo miłych słów od ludzi ze środowiska. Myślę, że chociażby to, iż teraz mamy okazję rozmawiać, jest też konsekwencją moich dobrych rezultatów. Świadczy to też o tym, że moje nazwisko po prostu stało się popularniejsze.

Często zdarza mi się zaglądać na fora internetowe czy portale społecznościowe, gdzie nasi czołowi tenisiści i tenisistki są nazywani „przeciętniakami”. Dla przykładu – piłkarza, którego można określić mianem 100. czy 200. na świecie, określa się gwiazdą wielkiego formatu, a do tego zarabia niebotyczne pieniądze. Często nie doceniamy naszych, a dojście do tenisowej czołówki, wychowując się w panujących u nas warunkach, nie należy do najłatwiejszych zadań.

Nie od dziś wiadomo, że zawody najniższej rangi bardzo często są miejscem, gdzie dochodzi do wpływania na wynik meczu – czyli po prostu ustawiania go. Pojawiają się głosy, że „złotym środkiem”, aby temu zapobiec jest uniemożliwienie obstawiania w zakładach sportowych tych spotkań. Jak wiadomo – tego raczej nie da się zrobić. Mimo, że co jakiś czas pojawiają się informacje o zatrzymaniu kolejnych zawodników zamieszanych w ten proceder, to jednak działania tej „maszyny” nie da się zatrzymać. Widzisz jakiś racjonalny sposób na to, aby zażegnać ustawianie meczów? Oboje wiemy, że podwyższenie zarobków zawodników nie wchodzi w grę.

W bardzo wielu dziedzinach – czy to sportowych, czy życiowych, korupcja występuje i występować będzie. Zawsze znajdą się osoby, które będą chciały pobierać zasoby materialne w nieuczciwy sposób. Nie zgadzam się jednak z narracją, że to zawodnicy, którzy grają na najniższym szczeblu rozgrywek, czyli turniejach rangi ITF, są najbardziej odpowiedzialni za ten stan rzeczy. W poprzednich latach wielu tenisistów notowanych w TOP 100 czy TOP 200 zostało przyłapanych na ustawianiu meczów.

ITF podpisuje kontrakty z firmami bukmacherskimi i wszyscy dobrze wiemy, że otrzymuje za to ogromne pieniądze. Szkoda jednak, że te zyski w żaden sposób nie trafiają do zawodników, którzy dodatkowo muszą ponosić opłaty za błędy logistyczne popełniane przez federację..

Marco Trungelliti – tenisista, który przeciwstawił się mafii ustawiającej mecze

A jak oceniasz reformę rozgrywek przeprowadzoną przez ITF? Zapewne przynajmniej kilku Twoich kolegów z kortu w konsekwencji porzuciło marzenia o zrobieniu zawodowej kariery.. Narzekają wszyscy – jeszcze nie spotkałem się z jakimkolwiek pozytywnym głosem na ten temat. Skoro nawet Peter Heller, który na kilka dni został liderem rankingu ITF, twierdzi, że reforma nie przyniosła nic ”in plus”, to kto ma poprzeć jej wprowadzenie?

Ciężko mi zrozumieć wiele zmian, które wprowadził ITF i oczywiście zgadzam się, że nie są one odpowiednie. Wielu tenisistów, w tym polskich, i to grających na wysokim poziomie, nie ma nawet możliwości wystąpienia w turnieju! W dodatku ITF cały czas pozostaje głuchy na głosy zawodników, którzy zwyczajnie proszą o pomoc. Po prostu chcieliby otrzymać szansę rywalizowania. Straszne jest dla mnie to, jak Federacja Tenisowa może przekreślić wielu zawodników, którzy poświęcili tej dyscyplinie całe swoje życie, nie podając nawet uzasadnienia takich decyzji.

Jest naprawdę bardzo wiele przykładów sytuacji, które są po prostu absurdalne. Wygląda to tak, jakby te decyzje podejmowały osoby, które nie mają pojęcia o realiach zawodowego tenisa, a których pomysły prawdopodobnie sprawdzają się bardzo dobrze za przysłowiowym „biurkiem”..

ostatnim czasie kilku polskich tenisistów i tenisistek zdecydowało się na wyjazd do Stanów Zjednoczonych, gdzie sportowy rozwój łączy z nauką. Czy Ty po zakończeniu szkoły średniej miałeś możliwość wyjazdu na studia za ocean?

Tak, miałem kilka takich propozycji, jednak nigdy nie brałem ich na poważnie, ponieważ we Wrocławiu, gdzie mieszkam, zawsze miałem bardzo dobrą bazę treningową w moim klubie Redeco Wrocław. W nim, dzięki uprzejmości pana Józefa Pilcha, trenuje i można powiedzieć, że spędziłem tam już 15 lat mojego życia.  Co ważniejsze – miałem wielu ludzi obok siebie, takich jak mój wieloletni trener, Rafał Paluch i innych szkoleniowców, dzięki którym miałem świetne środowisko do rozwoju.

Mogłem trenować z takim zawodnikami jak Hubert Hurkacz, Michał Przysiężny, Tomek Bednarek i bardzo wiele od nich czerpać każdego dnia. Trenując z lepszymi zawodnikami od siebie, musiałem także więcej od siebie wymagać, więc to sprawiło, że rozwijałem się cały czas jako tenisista.
Uważam, że kierunek uniwersytecki w Stanach Zjednoczonych to też jest dobra droga, pod warunkiem, że trafi się właśnie na odpowiednie środowisko. Z pewnością sam zawodnik musi wykazać się dużą dozą samodyscypliny.

Wyobraź sobie, że twój ranking pozwala Ci na start w imprezie wielkoszlemowej. Dostajesz możliwość zagrania z jakimkolwiek partnerem. Kogo wybierasz i dlaczego?

Zdecydowanie Łukasz Kubot. Od Łukasza mógłbym się bardzo wiele nauczyć, a od kogo się uczyć, jak nie od zwycięzcy Wimbledonu i zawodnika, który w tourze spędził już tyle lat. Bardzo sobie cenię Łukasza, nie tylko jako zawodnika, ale również jako człowieka. Pomimo swoich osiągnięć, nadal pozostaję skromnym człowiekiem i wciąż jest głodny kolejnych sukcesów. Jego postawa i profesjonalizm sprawia, iż jest on wzorem do naśladowania dla młodych tenisistów.

Jakie są Twoje cele na 2019 rok? Będziesz starał się jak najczęściej grać w Challengerach, czy może jednak skupisz się na szlifowaniu rankingowej pozycji w ITF-ach i dopiero później rozpoczniesz atak na turnieje wyższej rangi?

Oczywiście priorytetem jest występowanie w turniejach rangi ATP Challenger Tour. Takie imprezy pozwalają mi nie tylko poprawić ranking ATP, ale również rozwijać się rywalizując na wyższym poziomie.

Skoro już jesteśmy przy turniejach rangi ATP Challenger Tour, to zostańmy przy nich na kolejne pytanie. Twój obecny ranking pozwala ci na starty w większości z nich, jednak nie jest tak, że możesz sobie dobrać dowolnego partnera. Z pewnością czytelnicy chcieliby poznać ”making of”, jeśli chodzi o wybranie turnieju (kwestie finansowe, rankingowe, transportowe i wiele innych) w którym w danym tygodniu wystąpisz oraz dobór partnera. Bo przecież – jak zapewne niewielu wie – często się zdarza tak, że z tenisistą, z którym masz zagrać w danej imprezie, po raz pierwszy twarzą w twarz rozmawiasz dzień przed meczem, prawda?

Zgadza się, jestem dosyć nową postacią w tym środowisku, więc wielu zawodników dopiero poznaje. W moim przypadku wygląda to tak, że niestety głównie muszę patrzeć na wymagania rankingowe i przez ten pryzmat dobierać partnera. Ze względów finansowych występuję głównie w turniejach w Europie, a te zazwyczaj są mocniej obsadzone, aniżeli turnieje rozgrywane na innych kontynentach.

Zapewne mało kto zdaje sobie z tego sprawę, ale o tym, czy zagram w danym turnieju, tak naprawdę dowiaduje się na ostatnią chwilę – w niedzielę o godzinie 12, czyli wtedy, kiedy kończą się zapisy. Często mają miejsce absurdalne sytuacje, że para o 11:58 łapie się do głównej drabinki, a minutę później już nie, co jest spowodowane tym, iż na przykład jakaś para dopisała się do listy zgłoszeniowej na ostatnią chwilę. Taka sytuacja spotkała mnie i Karola w ubiegłym roku w Ałmatach w Kazachstanie. Dosłownie w ostatniej minucie Francuzi pokombinowali tak, aby ich jeszcze jedna para dostała się do turnieju. To poskutkowało tym, że miejsca zabrakło dla nas i nasza podróż do odległego Kazachstanu poszła na marne. Podsumowując – zgłoszenia do turniejów deblowych można porównać do popularnej zabawy w „gorące krzesełka”.

Walków i Drzewiecki po wygraniu Challengera w Andrii

Walków i Drzewiecki po wygraniu Challengera w Andrii

W 2019 roku należy spodziewać się Twoich występów u boku Karola Drzewieckiego czy może jesteś dogadany już z kimś innym?

Jeżeli nasz łączony ranking będzie nam na to pozwalać, to na pewno będziemy wspólnie występować. Widzę w tej parze duży potencjał. Dobrze się dogadujemy, uzupełniamy na korcie, ale również poza nim. Na korcie potrafimy naprawdę walczyć, a co najważniejsze w deblu, walczyć wspólnymi siłami. Duże znaczenie może mieć to, że jesteśmy przyjaciółmi. Dla mnie ważne jest, aby na korcie mieć obok siebie kogoś do kogo mam zaufanie. Karol jest taką osobą.

2018 rok pokazał, że najlepsze wyniki osiągam właśnie z polskimi zawodnikami. I Karol i Mateusz Kowalczyk są osobami z którymi wiem, że mogę iść na każdą tenisową „wojnę”.

Szymon Walkow na zakończenie 2019 roku będzie..?

– Jeżeli każdego dnia będzie solidne pracował, rozwijał się, to na pewno lepszym zawodnikiem niż jest na początku 2019 roku, w dodatku jeszcze bardziej doświadczonym. Gdzie go to zaprowadzi? Miejmy nadzieję, że jak najwyżej w rankingu ATP..

fot. trojmiasto.pl / prywatne archiwum Szymona Walkowa

3 komentarze

  • Natalia Michalczyk 22 lutego 2019 Reply

    Henri Kontinen, a nie Mike 😉

  • Michał Pochopień 23 lutego 2019 Reply

    Dziękuję za czujność 🙂

  • Marek 5 grudnia 2020 Reply

    Trzymam za Ciebie kciuki, dasz radę.
    Marek Walków

Pozostaw odpowiedź Marek Anuluj pisanie odpowiedzi

UA-120295791-1