Praca w biurze, ucieczka przed huraganem Irma, a następnie bycie częścią zespołu Sereny Williams

Jarmere Jenkins nie jest postacią, która jest znana sympatykom tenisa, chyba, że tym bardziej zagłębionym w tę dyscyplinę. Historia Amerykanina jest o tyle ciekawa, że przez wiele lat nie udało mu się osiągnąć stabilizacji w sporcie, przez co był nawet zmuszony do pracy w korporacji. Później jeden telefon zmienił jego życie i pozwolił mu na robienie tego, o czym od zawsze marzył – przebywać na największych tenisowych turniejach oraz mieć kontakt z najlepszymi na świecie. Robi to w innej funkcji, niż mógł się spodziewać, ale lepsze to niż nic. 

Jarmere Jenkins jeszcze w sierpniu ubiegłego roku siedział w biurze w Filadelfii, gdzie od 9:00 do 17:00 pracował w firmie zarządzającej inwestycjami. Bez wątpienia nie było to zajęcie, o którym marzył całe życie. Tenisista, który jako nastolatek wybrał pójście na studia, nie mógł żałować tej decyzji. Były gwiazdor Uniwersytetu Wirginia (doprowadził tę uczelnię do pierwszego w historii triumfu w uczelnianych rozgrywkach NCAA w 2013 roku) dopiero co rozpoczął nowy rozdział życiowy. Wcześniej przez cztery lata bez powodzenia rywalizował na światowych kortach jako profesjonalny tenisista. Przygoda ta nie zakończyła się dobrze, ale tajemnicą nie było, że praca w korporacji to także nie jest to, w czym może się spełniać.

– Grałem w tenisa, odkąd skończyłem cztery lata. Aby to robić tak długo, jak to możliwe, podróżowałem do Turcji, aby tam walczyć o rankingowe punkty. I tak wtedy czułem się lepiej, niż w biurze. Po prostu żyłem przeświadczeniem, że mam więcej do zaoferowania światu tenisowemu niż temu korporacyjnemu – powiedział Jenkins na temat swoich odczuć za czasów pracy biurowej.

W tym momencie, gdzieś na świecie, Serena Williams zgodziła się z tym, co powiedział jej młodszy rodak.

Williams jesienią ubiegłego roku zaczęła się przygotowywać do powrotu do rozgrywek po tym, jak wcześniej urodziła swoje pierwsze dziecko, którego ojcem jest notabene inny absolwent Uniwersytetu Wirginia, Alexis Ohanian. Była liderka rankingu WTA potrzebowała sparingpartnera i uznała, że Jenkins jest idealnym kandydatem. – To czasami surrealistyczne, kiedy widzę ją osobiście, a także jestem z nią na jednym korcie! Zawsze się zastanawiałem jak to jest być tam, gdzie jestem teraz. A teraz widzę proces, przez który ona przechodzi i po prostu łączę to wszystko w jedną całość. Już nie muszę się zastanawiać.

Jenkins, który najwyżej w rankingu ATP był notowany na 190. miejscu, na pewno otrzymał rekomendacje od starszego brata, Jermaine’a, który jest sparingpartnerem Venus Williams. Venus wiedziała, że jej młodsza siostra szuka partnera do treningów i często pytała Jarmaine’a, czy Jarmere nie chciałby spróbować siebie w tej roli. W końcu Serena przeszła do działania i skontaktowała się z młodszym Jenkinsem. Ten natychmiast wyraził zainteresowanie i kilka dni później był we Francji, gdzie trener Williams, Patrick Mouratoglou, miał sprawdzić jego przydatność. Połączenie atletyzmu i siły, którą posiada Jenkins było tym, czego szukał Mouratoglou.

Przejdźmy do meritum sprawy. Co poszło nie tak, że Jenkins nie zadomowił się chociażby w TOP 200 rankingu ATP? Wpierw na jego drodze stanęła kontuzja ścięgna Achillesa, która na 10 miesięcy wykluczyła go z rywalizacji. To nie był jedyny problem. Tym znacznie poważniejszym był brak środków, na podróżowanie z turnieju na turniej, czyli po prostu życie w tourze. Zbyt duże obciążenie finansowe jest przecież tym, co jest największym mankamentem wielu graczy spoza pierwszej setki.

– Zawodowa gra się nie kalkulowała. Chciałbym nadal podróżować i grać, ale oznaczałoby to wyłącznie narobienie sobie długów. Dojrzałem mentalnie i podjąłem decyzję o zaprzestaniu tego. 

Jenkins pomiędzy pracą biurową a zostaniem sparingpartnerem Williams miał jeszcze jeden epizod. Gdy zdał sobie sprawę, ze sprzedawanie inwestycji to nie jest zawód dla niego, podjął decyzję o przeprowadzce do Portoryko, gdzie został trenerem zdolnego juniora. Wtedy kraj ten spotkała ogromna katastrofa, czyli huragan Irma, który zmusił Jenkinsa do powrotu do Stanów Zjednoczonych. Niedługo później odebrał telefon od Williams i nawiązał współpracę z tenisistką, którą nazywa sportsmenką wszech czasów.

Amerykanin od dziecka marzył o grze na wielkich stadionach i byciu częścią światowej czołówki. Rzeczywistość szybko rozwiała jego marzenia, ale dała coś na pocieszenie. Bycie częścią zespołu Williams i pomaganie jej w powrocie na szczyt bezspornie jest wielkim wyzwaniem, a zarazem ogromną chlubą.

Przy okazji pisania tego tekstu przypomniał mi się jeden post Jenkinsa z portali społecznościowych. Amerykanin żartobliwie pochwalił się tym, że fani podczas Roland Garros, szczególnie ci najmłodsi, mylą go z popularniejszymi tenisistami:

– Kilka dni temu ktoś pomylił mnie z Francisem Tiafoe. Następnie ktoś uważał, że rozmawia z Gaelem Monfilsem. Uwielbiam ten wyraz twarzy, gdy oznajmiam, że mają do czynienia jedynie z nieznanym Jarmere Jenkinsem.

Jenkins nie tylko posiada świetne poczucie humoru, ale także po prostu jest świetnym i dobrym człowiekiem. Potwierdza to fakt, że kilka miesięcy temu zorganizował akcję dla młodych Afroamerykanów, dla których raz w tygodniu organizował bezpłatne lekcje tenisa.

Dodaj komentarz

UA-120295791-1