Marco Trungelliti – tenisista, który przeciwstawił się mafii ustawiającej mecze

Jeśli mowa o zawodnikach w kontekście ustawiania meczów, to najczęściej słyszy się jedynie o tych, którzy nie potrafili oprzeć się pokusie i brali udział w wpływaniu na wyniki spotkań. A następnie słono za to zapłacili. Zdecydowanie rzadziej – co nie jest niczym zaskakującym – mówi się o tych, którzy nie mieli zamiaru iść na współpracę z osobami, które proponowały im łatwy zarobek w zamian za niszczenie sportowej rywalizacji. Tak jak wspomniałem wcześniej – rzadko wspomina się o takich sytuacjach, głównie ze względu na bezpieczeństwo tenisistów. Tymczasem Marco Trungelliti na łamach „La Nacion” sam zdecydował się opisać to, jak chciano go zachęcić do ustawiania meczów. 

W latach 2001-2005 odnotowano w Argentynie sześć przypadków dopingu u tenisistów – głównie młodych oraz bardzo utalentowanych. Było to ogromną plamą dla tego sportu. Czternaście lat później, ten sam argentyński tenis, jest w zdecydowanie innym położeniu – siedem wielkoszlemowych tytułów, 220 wygranych turniejów ATP oraz triumf w Pucharze Davisa. Wprawdzie problem nielegalnego wspomagania został raczej zażegnany, to jednak szybko narodził się nowy kłopot. Jest to działalność polegająca na ustawianiu meczów – tenisiści, działacze i trenerzy przy współudziale mafii „dorabiają” sobie na boku.

Pod przykrywką „sponsoringu”..

Pod koniec czerwca 2015 roku, obecnie 117. zawodnik świata, Marco Trungelliti trenował w klubie Sports Rational w Palermo, dzielnicy Buenos Aires. Argentyńczyk był wtedy notowany pod koniec trzeciej setki rankingu ATP  i podobnie, jak inni gracze z Ameryki Południowej – zmagał się z problemami ekonomicznymi. Na swoim koncie miał zaledwie kilka spotkań w głównym cyklu. O wiele częściej prezentował się w zawodach pod egidą ATP Challenger i ITF Futures. Pewnego dnia, poprzez jego zaufaną osobę, skontaktował się z nim potencjalny sponsor. Zaprosił go na spotkanie i zapewniał, że odmieni jego karierę. – Mistrzu, daj znać kiedy będziesz w Buenos Aires. Wraz z moim partnerem chciałbym się z Tobą spotkać i porozmawiać na temat sponsoringu, który na pewno Cię zainteresuje. Czekam na Twoją odpowiedź – brzmiała wiadomość, którą Trungelliti otrzymał na portalu społecznościowym Facebook.

Ok, ale musimy to zrobić teraz, bo wkrótce wyjeżdżam do Europy – odpowiedział 29-latek, który wybierał się do Szwajcarii. Tam miał trenować wraz  z szwajcarskim tenisistą, który mieszkał w Buenos Aires, Jossem Espasandinem.  Następnie, podczas europejskiego lata, w ligowych rozgrywkach bronić barw klubu z Nyonu.

Do spotkania doszło – odbyło się ono drugiego lipca o godzinie 19:30 w jednym z barów w dzielnicy Belgrano, kilkanaście metrów od stacji metra Congreso de Tucumán. Trungelliti przybył sam i siadł przy stole z dwoma mężczyznami. Po kilku banalnych pytaniach, jeden z mężczyzn przeszedł do monologu. Najważniejsze miało być zaufanie. Przesłanie było jasne: rozmowa ma pozostać pomiędzy nimi. – Mamy system obstawiania, rozmawiamy na ten temat z tenisistami – powiedział drugi z mężczyzn, który sprawiał wrażenie cichego i większość czasu spędził patrząc się w podłogę. Te słowa przez uszy Trungellitiego przeszły niczym cios Mike’a Tysona. – Ok, ok – to jedyne co mówił zdziwiony tenisista. Zszokowany był jeszcze bardziej wtedy, gdy usłyszał jakie kwoty wchodzą w grę. Od 2 do 3 tysięcy dolarów za ustawianie w ITF-ach, od 5 do 10 tys. w ATP Challenger Tour i od 50 do 100 tys. za spotkania w ramach ATP!

Tenisiście szczegółowo wyjaśniono, jak wygląda cały proces. Tuż przed meczem, który ma ustawić, otrzymałby telefon z ukrytego numeru. Żadnego kontaktowania się przez WhatsApp oraz Facebooka. Co więcej – Trungelliti miałby wybrać zaufaną osobę, której przekazywano by „zarobione” przez niego pieniądze. W grę nie wchodziły jakiekolwiek przelewy. Mężczyźni chcieli zyskać zaufanie Argentyńczyka i zdradzili, że współpracują z jego rodakami, a także zagranicznymi zawodnikami. I podali mu osiem nazwisk.

Natychmiastowa reakcja

Trungelliti pożegnał się z rozmówcami, opuścił bar, wrócił do domu i próbował się uspokoić. Kilka dni później był już w Szwajcarii, gdzie powiedział o wszystkim swojemu sparingpartnerowi. TIU to organizacja, której celem jest wykluczenie korupcji z „białego sportu”. Tenisiści wiedzą, że istnieje specjalny protokół, z którego należy skorzystać w przypadku otrzymywania takich propozycji. Argentyńczyk, przy pomocy Espasadina, który lepiej znał angielski, 14 sierpnia wysłał poufną wiadomość na skrzynkę mailową TIU.

Piszę do Ciebie, ponieważ pewien facet skontaktował się ze mną w sprawie sponsoringu – tak brzmiał początek maila. – Po rozmowie zrozumiałem, że działa on w branży bukmacherskiej i chce ustawiać mecze. Oczywiście prosił mnie, abym nikomu nic nie mówił, ale nie mogę, bo nienawidzę tego. Nie wiem, co mam z tym zrobić. Możesz mi pomóc? Znam jego imię, mam jego numer oraz kilka rzeczy, o których mi powiedział. 

TIU zareagowało błyskawicznie. Tenisista został obrzucony mnóstwem pytań, poproszono go także o zrzuty ekranów z rozmowy, od której wszystko się zaczęło. Dwóch mężczyzn, którzy złożyli mu propozycję, milczeli przez dłuższy czas. Aż do 25 sierpnia. Wtedy jeden z nich napisał do niego za pośrednictwem Facebooka. – Mistrzu, mam nadzieję, że u Ciebie wszystko w porządku. Jesteśmy w kontakcie i mam nadzieję, że wszystko pójdzie super. Kolejną wiadomość otrzymał piątego września – nie było w tym przypadku. Trungelliti doszedł do finału turnieju ATP Challenger Tour w Bangkoku, a mężczyzna złożył mu gratulacje. I wreszcie, 17 września: – Marco, skarbie. W przyszłym tygodniu będziemy mogli się spotkać w sprawie rakiet.

Co robić?

Reprezentant Argentyny nie odpowiedział na żadną z wiadomości, 18 października napisał do jednego z pracowników TIU, Dee Baina, który kontaktował się z nim już wcześniej. Jak przyznał Trungelliti, kluczowe miało być słowo „rakieta”. Miało to być coś w rodzaju specjalnego kodu. – Za trzy tygodnie mam zagrać Challengera w Buenos Aires. Użył kodu, napisał coś o rakietach. Prawdopodobnie będą tam i będą się starać porozmawiać ze mną twarzą w twarz. Dla mojego bezpieczeństwa, muszę wiedzieć co powiedzieć. Argentyna nie jest bezpiecznym miejscem, szczególnie w takiej sytuacji. Wiedzą, gdzie mieszkam, gdzie chodzę. Nie chcę czuć się jeszcze bardziej niepewny – napisał zawodnik z  Santiago del Estero do wspomnianego Baina.

Ten natychmiast przesłał mu odpowiednie instrukcje: – Chcę, żebyś mi wysłał zrzuty ekranu z tymi wiadomościami. Lepiej będzie, jeśli na nie nie odpowiesz. To jest rada, którą zawsze dajemy graczom – jeśli ich spotkasz, to powiedz, że byłeś zajęty i nie mogłeś odpisać. I oczywiście, że nie potrzebujesz rakiet (chociaż podejrzewasz, że oznacza to zupełnie coś innego).

Bomba eksplodowała, gdy jedną wiadomość otrzymałem z niezablokowanego numeru. Natychmiast wysłałem go do TIU i wszystko zaczęło się składać w jedną całość. W organizacji sprawdzono numery w bazie danych i ustalono, że kontakt z tą osobą mieli Nicolas Kicker, Patricio Heras, Federico Coria i kilku innych, których sprawa była już przez nich badana – powiedział Trungelliti na łamach „La Nacion”.

Po występach w Santiago, Limie i Guayaquil, przybył do Buenos Aires, gdzie turniej ATP Challenger Tour był rozgrywany w dniach 9-15 listopada. W niedzielę, dzień przed startem zmagań w klubie El Abierto, 29-latek został wezwany do hotelu Ramada, aby wziąć udział w nagrywanym przesłuchaniu. Było to dla niego coś nowego – wcześniej wszystko odbywało się za pośrednictwem Skype’a. Rozmowa trwała przez godzinę – Trungelliti głównie usłyszał pytania, na które odpowiadał już wcześniej. Dwa dni później w pierwszej rundzie turnieju przegrał z Carlosem Berlocqiem. Personel TIU infiltrował publiczność na trybunach, ale nie udało się zauważyć działania osób odpowiedzialnych za ustawianie meczów.

Efekt domino

Sprawa w pewnym stopniu ucichła. Trungelliti nie otrzymywał żadnych wieści z TIU przez cały 2016 rok i przez większość 2017 roku. Dopiero w grudniu, podczas przedsezonowych przygotowań w Barcelonie, skontaktował się z nim niezależny prawnik pracujący dla TIU. Przeprowadzono z nim kolejną – półtoragodzinną rozmowę – podczas, której powiedziano mu, iż śledztwo postępuje. TIU chciało, aby zeznawał on w sprawie Federico Corii, Patricio Herasa i Nicolasa Kickera.

Niefortunna sytuacja, prawda? Odbyły się trzy rozprawy – brał w nich udział zdalnie, przez Skype’a. Musiał jednak zorganizować sobie dobrą kamerkę oraz nieźle funkcjonujące połączenie internetowe. I tak oto Trungelliti siedział przed komputerem. I widział twarze wspomnianych argentyńskich tenisistów, którzy brali udział w każdym przesłuchaniu (odbywały się one w Miami).

14 czerwca 2018 roku Coria został zawieszony na dwa miesiące i musiał zapłacić pięć tysięcy dolarów. To kara za niezgłoszenie odpowiednim organom otrzymania propozycji ustawienia meczu w turnieju ITF rozgrywanym w Sassuolo w 2015 roku. Chociaż raport wyraźnie wskazywał, że do przekupstwa nie doszło, to zgodnie z regulaminem TIU „naruszono rozporządzenie antykorupcyjne”. 19 czerwca TIU ukarało Nicolasa Kickera – trzy lata zawieszenia oraz 20 tys. dolarów grzywny. Na koncie dwa ustawione mecze w Challengerach w 2015 roku – w Padwie oraz w Barranquilli. Trzeciego września banicję otrzymał także Heras, który od tenisa odpocznie przez trzy lata i będzie musiał zapłacić 25 tys. dolarów grzywny. Ukarano go za kilka przestępstw, w tym ustawienie meczu w tym samym turnieju w Kolumbii, gdzie „tankował” Kicker.

Niesłuszne oskarżenia

Od tej pory, jego życie było jeszcze trudniejsze. Wielu kolegów po fachu nazywało go kretem, choć on nie zrobił nic złego. Nic, co można było uznać za niemoralne. Sytuacja zmusiła go nawet do współpracy z psychologiem, Juanem Jose Grandem, który miał okazję pomagać Juanowi Martinowi del Potro czy Leonardo Mayerowi. Argentyńczyk się bronił – oświadczał, że nie przyjmował łapówek i nie sprzedał żadnego z kolegów. Ci wpadli na tym, że numer, z którego kontaktowano się z Trungellitim, był powiązany także z nimi. Nękanie, groźby – to codzienność w życiu 29-latka. W grudniu ubiegłego roku wraz z żoną postanowił przeprowadzić się do Ordino na Andorze. Nie chce wracać do kraju.

Zrobił jednak wyjątek i wystąpił w eliminacjach do dwóch turniejów ATP w swojej ojczyźnie – w Cordobie oraz Buenos Aires. W obu odniósł porażki w pierwszych rundach. Czy powodem przegranych była wyłącznie dyspozycja sportowa? Nie nam to oceniać, ale sytuacje z przeszłości na pewno pozostawiły odciski. Trungelliti wierzył, że po upływie miesięcy będzie lepiej, ale było wręcz przeciwnie. Eksplodował i zdecydował się powiedzieć światu całą prawdę.

Trungelliti postawił kawę na ławę. Opowiedział o czymś, co nie jest obcym ludziom związanym z tenisem, ale powszechnie się o tym nie mówi. Większość woli milczeć.

źródło: La Nacion

Dodaj komentarz

UA-120295791-1