Jak wypadnięcie z rankingu ATP wpłynęło na ich życie?

Życie tenisisty występującego w turniejach rangi ITF nigdy nie było łatwe. Jeśli mowa o pieniądzach, to w najlepszym przypadku te „podniesione” z kortu starczają na pokrycie kosztów. Raczej nie ma mowy o zarabianiu. Dodatkowo na dobrą sprawę turnieje Futures nigdy nie były czymś w rodzaju trampoliny do zrobienia kariery. Owszem – było kilku takich, którzy płynnie przechodzili z Futuresów do Challengerów, a następnie do głównego cyklu, ale takie przypadki można policzyć na palcach dwóch rąk. Najczęściej jednak jest tak, że jeśli ktoś jest zdolny (oczywiście nie można tego uznać za pewnik, o czym poniżej), to z ITF-ów wyrywa się bardzo szybko i starty w tych zawodach nazywa bardzo krótkim epizodem.

Chcąc nie chcąc – dla wielu tenisistów turnieje ITF Futures są pierwszym przystankiem w zawodowej karierze. Do niedawna były miejscem, w którym mogli zdobywać doświadczenie oraz punkty do rankingu ATP. Teraz sytuacja jest dużo bardziej skomplikowana. Nie mówiąc o punktach rankingowych – trudno zdobywać także cenne doświadczenie, skoro po reformie rozgrywek największym problemem jest dostanie się nawet do kwalifikacji jakichkolwiek turniejów.

Reforma ITF nie przyniosła nic dobrego. Koniec, kropka. Nie ma nikogo, kto jest zadowolony ze zmian. Tenisiści i tenisistki są tak zdesperowani, że nie poprzestają na petycji, którą notabene podpisało ponad 10 tysięcy osób. Sami decydują się na wysyłanie e-maili do federacji ITF, w których nie proszą o wiele. Głównie rozpaczliwie błagają o to, aby znów dostali możliwość sportowej rywalizacji. Bez konieczności posiadania noclegu w turniejowym hotelu (tak sytuacja wygląda w Egipcie: jeśli nocujesz w oficjalnym hotelu, to masz możliwość zagrać w prekwalifikacjach; później jednak czekają cię kwalifikacje, co oznacza, że do głównej drabinki jeszcze dłuuuga droga), czy innych dziwnych rzeczy, które co chwilę wychodzą na jaw.

Niektórzy mówią „pas”

Co jest najpoważniejszą oraz najczęstszą konsekwencją wprowadzenia reformy rozgrywek? Odpowiedź jest jasna, prosta i logiczna. Tenisiści i tenisistki, którzy nie są w stanie zaliczyć odpowiedniej ilości startów, aby zarobić na codziennie potrzeby, decydują się zawiesić karierę. Do tego grona należy Maciej Rajski – niegdyś 532. zawodnik rankingu ATP, jednokrotny triumfator imprezy rangi ITF (Mrągowo, 2017r.). 27-latek po raz ostatni w klasyfikacji ATP był notowany 17 grudnia 2018 roku – jako 632. rakieta świata. Dwa tygodnie później jego nazwisko zniknęło z list.

Piotrkowianin początkowo nie zamierzał się poddawać i potwierdza to fakt, iż zdecydował się w 2019 roku na trzy turniejowe starty. Licznik jednak najprawdopodobniej zatrzyma się na tej liczbie. Rajski nie wróci do zawodowej gry, dopóki ITF nie zrobi czegoś, co w końcu będzie wprowadzone z myślą o tenisistach. – Swoją obecną sytuacje mogę opisać w jednym zdaniu – zawiesiłem zawodowe granie. Dopóki nie dojdzie do jakichś zmian, to nie wrócę do rywalizacji. Pojechałem na turnieje w 2019 roku, żeby zobaczyć jak to wygląda, ale to do niczego nie prowadzi. Planuje pozostać w tenisie jako sparingpartner bądź trener – powiedział mi mistrz Polski z 2018 roku.

Co po studiach?

W trudnej sytuacji znalazł się także Jan Zieliński – jeden z najzdolniejszych polskich tenisistów młodego pokolenia, który trzy lata temu wybrał inną drogę kariery i zdecydował się na wyjazd na studia do Stanów Zjednoczonych. Co z tego, że w uczelnianych rozgrywkach radzi sobie bardzo dobrze i można go nazwać wręcz gwiazdą Uniwersytetu Georgia? Chociaż 22-latek obecnie skupia się na pomyślnym zakończeniu studiów, to jednak zdaje sobie sprawę z tego, że po zakończeniu tego etapu będzie mu bardzo trudno wejść w zreformowany świat tenisa. – Aktualnie skupiam się na ostatnim roku studiów, więc póki co osobiście mnie to nie dotknęło. Wrócę do Polski w wakacje i wtedy będę chciał grać turnieje. Domyślam się, że będę miał problem z dostaniem się do jakichkolwiek zawodów. Zresztą z każdej strony słyszę, jak trudno jest gdziekolwiek grać, dlatego boję się, jak to będzie. Mam nadzieję, że ITF wprowadzi jakieś poprawki w tej reformie. Obecny stan rzeczy powoduje, że zabija się marzenia wielu zawodników, którzy zaczynają przygodę z tenisem – ocenił Zieliński, bohater jednego z moich ubiegłorocznych wywiadów.

Rozpaczliwe działania

Powyżej wspominałem o desperackich działaniach tenisistów i tenisistek, którzy decydują się na bezpośrednią korespondencję z federacją. Na taki ruch postawił również Mateusz Terczyński (najwyżej w karierze 934. zawodnik świata). Wprawdzie 22-latek nie zamierza pójść śladem Rajskiego i zakończyć zawodową przygodę, to jednak jego sytuacja jest wręcz fatalna. W tym roku udało mu się załapać zaledwie do jednego turnieju. Co ma do powiedzenia na temat reformy ITF? – Od czasu wprowadzenia nowych zasad nie jestem w stanie zaplanować żadnych startów. 2018 rok zakończyłem będąc 1300. na świecie. Z tym rankingiem mogłem startować praktycznie w eliminacjach do każdego ITF-a, a czasami nawet w głównej drabince. W grudniu wraz z moim tatą przygotowaliśmy plan startów na okres styczeń – kwiecień. Pierwsze występy miały mieć miejsce pod koniec stycznia w Egipcie, w związku z czym wcześniej kupiliśmy bilety lotnicze. Jakież było moje zaskoczenie, gdy dowiedziałem się, że nie ma szans, abym dostał się do tych turniejów. ITF odbiera mi możliwość wykonywania mojej pracy, nie mogę nawet obronić punktów, które zdobyłem w ubiegłym roku. Na moim fanpage na Facebooku można zapoznać się z e-mailem, który wysłałem do federacji. Nie pozostaje mi nic innego, jak ciężko pracować i czekać na swoją szansę. Mam nadzieję, że coś się zmieni i każdy z nas będzie miał równe szanse.

Since the ITF have changed their rules I am not able to compete at tournaments although I am ranked 1200 in the world….

Opublikowany przez Mateusz Terczynski Wtorek, 19 lutego 2019

Radość, która brutalnie została stonowana

Poprzedni sezon dla Karola Drzewieckiego był najlepszym w karierze. Reprezentant Polski zanotował ogromny progres nie tylko w deblu, ale także w singlu, w którym wcześniej radził sobie gorzej. 23-latek sześciokrotnie zaznał smaku turniejowego zwycięstwa: pięć razy w deblu (trzy turnieje ITF, dwie imprezy rangi ATP Challenger Tour – Szczecin i Andria) oraz raz w singlu (premierowy tytuł w karierze zdobyty w Valasske Mezirici). Te wyniki mogły napawać optymizmem przed 2019 rokiem, ale ten optymizm został skutecznie zabity 31 grudnia 2018 roku. Zawodnik, który kilkanaście minut wcześniej był 830. w rankingu ATP, co często pozwalało nawet na starty w eliminacjach do Challengerów, stracił miejsce w tej klasyfikacji. To jednak nie wszystko – odjęte zostały mu także niektóre punkty za wyniki deblowe, przez co także w tym rankingu spadł o kilkanaście miejsc. Nie jest to drastyczny spadek, ale taki, który spowodował, że w tym sezonie tylko raz dostał się do głównej drabinki zawodów deblowych ATP Challenger Tour (udało się to w Bergamo; notabene – wraz z Szymonem Walkowem wskoczyli do turnieju dzięki wycofaniu się innej pary). Owszem – Drzewiecki mógłby pokusić się o kilka występów poziom niżej, w Futuresach, ale dla gracza z takim rankingiem, jest to wręcz nieopłacalne w dwóch aspektach: finansowym i czysto sportowym.

Zacznę od tego, że wypadnięcie z singlowego rankingu ATP skomplikowało moją sytuację, bowiem wcześniej z powodzeniem mogłem startować w eliminacjach do Challengerów. Sporo zmieniło się też w deblu. Po utracie punktów z ITF-ów spadłem o kilkanaście pozycji, przez co teraz wraz z moim partnerem, Szymonem Walkowem, musimy kombinować, by dostać się do jakiegoś turnieju. Mamy pecha, gdyż najczęściej jesteśmy pierwszą parą, której nie udaje się dostać do głównej drabinki. W styczniu zagraliśmy w jednym Futuresie i go wygraliśmy – dostaliśmy 150 punktów do rankingu ITF i aż trzy do rankingu ATP! Warto nadmienić, że za przejście przez pierwszą rundę Challengera otrzymuje się 17 punktów. Aby dostawać się do turniejów Challengerowych dzięki rankingowi ITF musielibyśmy wygrać jeszcze pięć, czy sześć takich imprez, a to jest po prostu nie opłacalne. Trzeba płacić za wszystko – podróże, hotele, posiłki. Jeśli chodzi o ATP Challenger Tour, to zakwaterowanie mamy zapewnione. Zmiany na pewno nie przyniosły dla nas korzyści. Wyłącznie zepsuły dobry i przejrzysty system. Bardzo smutne jest to, że ludzie, którzy nie mieli do czynienia z zawodowym tenisem wprowadzają takie zmiany, a my nie mamy na to wpływu – powiedział wyraźnie zirytowany Drzewiecki.

***

Łatwo jest znaleźć wspólną cechę powyższych wypowiedzi polskich tenisistów. Napędza ich nadzieja. Nadzieja, że inicjatorzy reformy brzydko mówiąc – pukną się w czoło. Trudno jednak w to wierzyć. Skoro już ktoś zdecydował się na tak skrajne decyzje, to należy sądzić, że jest do nich bardzo przekonany. W kuluarach mówi się, że ITF „wliczył w koszta” to, co aktualnie się dzieje. Petycje, ciągłe pretensje, itd. Najbliższe dwa lata mają być przejściowe, a później każdy będzie zadowolony ze stanu rzeczy. Naprawdę?

Głównym założeniem reformy ITF jest zwiększenie poziomu zawodowych rozgrywek. Dobrze, skoro tak jest, nie można z tym dyskutować. Dlaczego jednak robi się to poprzez torowanie drogi tym, którzy jeszcze nie wypłynęli na szerokie wody? Nie trzeba być ekspertem w jakiejkolwiek dziedzinie, aby wiedzieć, że dzieci i młodzież rozwijają się przeróżnie – jedni szybciej, drudzy wolniej. Tymczasem teraz, przy tak działającym systemie, zawodnik, który nie radził sobie w juniorskich rozgrywkach, nie ma czego szukać po zakończeniu wieku juniora. A szkoda. Niech tego potwierdzeniem będą poniższe grafiki..

Znalezione na Twitterze: lista graczy, którzy w juniorach nie brylowali, a teraz zaliczają się do szerokiej czołówki…

Opublikowany przez Serwis na zewnątrz – tenisowy blog Michała Pochopień Piątek, 22 lutego 2019

1 Komentarz

  • Damian Krawczyk 17 marca 2019 Reply

    moim skromnym zdaniem wszyscy zawodnicy w których bije ta reforma powinni w ramach protestu przez dwa miesiące nie startować w żadnym z turniejów z tego cyklu i zobaczycie że to odniesie skutek natychmiastowy trzeba się zorganizować a nie pisać petycje

Dodaj komentarz

UA-120295791-1