Przez turnieje ITF do pozycji lidera rankingu ATP i wielkoszlemowego tytułu. Marzenia czy realne cele?

Frank Dancevic wybitnym tenisistą nigdy nie był. Należy jednak określić go mianem solidnego gracza, który w najlepszym momencie kariery był 65. na świecie, a na swoim koncie zapisał osiem tytułów w zawodach rangi ATP Challenger Tour oraz siedem na poziomie ITF Futures. Chociaż Kanadyjczyk nie będzie miał miejsca w annałach tenisowej historii, to jednak na pewno zostanie pozytywnie zapamiętany przez koneserów. Jego ofensywny styl gry i niezwykła wola walki powodowały, że trudno było mu nie kibicować i nie darzyć go sympatią. Pokonanie Davida Nalbaldiana na Wimbledonie w 2008 roku, ćwierćfinał w Montrealu w 2007 roku i zażarta walka z Rafaelem Nadalem to momenty, które kilku z nas zapewne pamięta. I tutaj powinniśmy postawić grubą linię. 34-latek wraca do tenisa, ale tym razem to, co nie udało mu się w singlu, będzie chciał osiągnąć w grze podwójnej.

***

Popularny „Frank The Tank” w ostatnich miesiącach zmienił priorytety. Od listopada 2017 roku jest on kapitanem reprezentacji Kanady i pełni swoją funkcję bardzo dobrze. Kilka dni temu młody zespół przez niego prowadzony pokonał Słowację i przypieczętował sobie miejsce w listopadowych finałach Pucharu Davisa. 34-latek do dzisiaj nie ogłosił końca kariery. Już w 2017 roku wydawało się, że stopniowo rezygnuje z zawodowej gry, bowiem wystąpił jedynie w 11 turniejach. Tymczasem w 2018 roku wrócił do regularniejszych startów i w tourze było go więcej. Przy okazji radził sobie naprawdę dobrze – szczególnie w kanadyjskich imprezach ATP Challenger Tour (ćwierćfinał w Drummondville, półfinał w Granby). Ostatni zawodowy mecz rozegrał w sierpniu podczas Rodgers Cup.

Obopólna pomoc

Dancevic długo nie wytrzymał bez emocji związanych z rywalizacją na korcie. 34-latek nie zamierza dogorywać w turniejach singlowych, w których choć i tak zapewne byłoby go stać na przynajmniej kilka dobrych występów. W zamian chce spróbować czegoś innego, a przy okazji pomóc innemu tenisiście, który jest w potrzebie. Kanadyjczyk utworzy parę deblową z byłym siódmym zawodnikiem rankingu ATP – Florinem Mergeą. Reprezentant Rumunii chce wrócić na szczyt po perturbacjach zdrowotnych oraz sporych zmianach w swoim życiu – w ubiegłym roku został ojcem.

Florin i ja rozmawialiśmy ubiegłego lata. On chce wrócić do gry: brakuje mu touru i rywalizacji w turniejach. Pomyślałem: czemu nie. To świetna okazja, aby współpracować z gościem, który był siódmy na świecie, a dodatkowo wierzy we mnie. Jesteśmy na tym samym etapie naszych karier. Mamy rodziny, dzieci. On ostatnie lata stracił przez kontuzje, ja zastanawiałem się nad swoim życiem. Oboje zaczynamy w tym samym miejscu – powiedział Dancević.

Swój głos w tej sprawie zabrała także druga połowa duetu. W drodze na szczyt pomagać ma im jeszcze jeden renomowany Kanadyjczyk. Co więcej: jeden z najbardziej utytułowanych deblistów w historii. Daniel Nestor. – Przez kilka miesięcy rozmawialiśmy o tym z Frankiem. Znamy się od dawna, obaj byliśmy w drużynie Adidasa, rywalizowaliśmy ze sobą jako juniorzy. On kilka razy wdrapywał się do TOP 100 w singlu, jednak z powodu kontuzji nie mógł się tam zadomowić. Teraz jest kapitanem Kanady w Pucharze Davisa. Natomiast niedawno, na zaproszenie Daniela Nestora, który chciałby nas prowadzić w przyszłości, odwiedził mnie dwa razy. Mając niski ranking będziemy grać w tych turniejach, do których się dostaniemy, albo zostaniemy zaproszeni – powiedział w jednym z wywiadów Rumun.

Ambicji obu panom nie brakuje. Mimo, że obaj liczą 34 wiosen, to jednak cele mają bardzo wygórowane. Wystarczy przytoczyć jedną z wypowiedzi Mergei, który chce wrócić na sam szczyt. Dosłownie. – W 2011 roku postawiłem sobie cel, aby zaatakować pierwszą dziesiątkę i to się udało. Teraz liczy się dla mnie pozycja numer jeden oraz sukces w turnieju wielkoszlemowym. Doskonale zdajemy sobie sprawę z tego, że to niezwykle trudny cel, ale dzięki temu jest większa motywacja. Chcemy zbliżyć się do turniejów ATP tak szybko, jak to możliwe. Wtedy nasza wspinaczka będzie miała charakter wykładniczy.

Będziemy tracić pieniądze, to jest gwarantowane

Nowo utworzona para pierwszy turniej planuje rozegrać w marcu – ich wspólny debiut będzie miał miejsce w zawodach rangi ATP Challenger Tour w Drummondville. Następnie czeka ich powrót na najniższy poziom, tenisowe peryferia: cztery turnieje ITF na Sardynii oraz cztery kolejne w Bośni i Hercegowinie. W tym momencie w Waszych głowach mogą się pojawić następujące myśli: „Po co będą grać w tych turniejach, skoro zarobią wyłącznie na waciki (może bardziej na miejscu jest stwierdzenie, że na pampersy – w końcu obaj są rodzicami małych dzieci)”? Obaj zdają sobie sprawę z tego, że przynajmniej przez jakiś czas nie będą zarabiać. Ma to być swego rodzaju inwestycja.

Będziemy tracić pieniądze, to jest gwarantowane. Nawet nie wiem, czy moglibyśmy cokolwiek zarobić wygrywając każdy pojedynczy turniej. Przez pierwsze sześć miesięcy to będzie inwestycja, aż do przebicia się do turniejów wyższej rangi. Na pewno nie zależy nam na pieniądzach. Naszym początkowym celem jest zdobycie pierwszej dziesiątki (w rankingu ITF – przyp.) – wyjaśnił Dancevic. Miejsce w TOP 10 rankingu ITF otwiera przed nimi szansę występów w Challengerach. Jest to możliwe ze względu na zmiany, które przyniosła za sobą złą sławą owiana reforma rozgrywek – najlepsze pary w rankingu ITF mają zarezerwowane miejsca w głównych drabinkach zawodów ATP Challenger Tour.

Mierzyć siły na zamiary

Zrezygnowanie z marzeń o zawojowaniu świata tenisa nigdy nie jest łatwe. W przypadku Dancevicia można mówić o swego rodzaju kompromisie. Wraca do gry, ale na swoich zasadach. W deblu ryzyko kontuzji jest mniejsze, a w wieku 34 lat szansa na odbudowaniu się w grze pojedynczej jest wręcz zerowa. – Nadal jestem młody i mam przed sobą jeszcze parę lat gry. Gdybym miał pewność, że przez najbliższe cztery lata będę zdrowy, to byłaby to inna historia. Muszę jednak patrzeć na to, co jest najlepsze dla mojej rodziny i pamiętać o tym, że jestem kapitanem reprezentacji Kanady. Jestem mężem i ojcem. To są największe priorytety w moim życiu. Do tego kiedyś chciałbym wygrać Puchar Davisa.

Kanadyjczyk nigdy nie skupiał się na rozgrywkach deblowych, ale trzeba wprost powiedzieć, że miał do tego smykałkę. Doszedł do finału turnieju ATP w Tokio, ma na koncie dwa wygrane tytułu ATP Challenger Tour i do tego siedem finałów (notabene – jeden osiągnięty we Wrocławiu). 34-latek jako dzieciak marzył o byciu najlepszym na świecie. Nie udało się. Teraz jest pewny tego, na co go stać.

Dorastając, jako dziecko, myślałem, że mogę być najlepszy na świecie. Po kilku latach w tourze już w to nie wierzyłem. Moim celem było TOP 50. Byłem blisko, zajmując 65. miejsce. Jeśli chodzi o grę podwójną to mam zupełnie inne odczucie. Naprawdę czuję się, jakbym był lepszy od wielu tenisistów z pierwszej „pięćdziesiątki”. I wiem, że mogę się tam dostać, jeśli będę ciężko pracował nad swoją grą – powiedział Dancevic, z którego ust może to być swoista deklaracja. Mergea chce być numerem jeden, Dancevic uważa, że stać go na TOP 50.

Natomiast Mergea zaznał już debla na najwyższym poziomie. Trzeba tak powiedzieć o graczu, który był wspomnianą siódmą rakietą świata, zdobył srebrny medal IO w parze z Horią Tecau’em oraz wygrał siedem turniejów rangi ATP. Nie wyszło mu za to w singlu. Był niezwykle zapowiadającym się juniorem, wygrał nawet Wimbledon. Jako senior jednak w żaden sposób nie zbliżył się do tego osiągnięcia. Zdołał wdrapać się na 379. miejsce w rankingu ATP, a jedyne czym może się pochwalić, to wygranie siedmiu Futuresów. Gdy po kontuzji wrócił do touro w 2010 roku – skupił się już wyłącznie na deblu. Wraz z upływem czasu trzeba go pochwalić za tę decyzję.

Zostawić coś po sobie

Dancevic o powrocie do touru myślał od wielu miesięcy. Kluczowa była rozmowa z żoną, którą zagrała mu na uczuciach. – Czy nie byłbyś szczęśliwy, gdyby Alex (15-miesięczny syn Alexander – przyp.) pewnego dnia mógł oglądać Twoją grę – zapytała. I to był przełomowy moment. 34-latek napisze kolejny rozdział w swojej bogatej tenisowej karierze.

– To byłby świetny koniec mojej kariery. Zamiast opowiadać mu historie, mój dzieciak mógłby patrzyć, jak gram. Za kilka lat on to będzie rozumiał. I to jest piękne uczucie – mieć rodzinę, dziecko i móc patrzeć jak twój mały chłopiec dopinguje Cię z boku. Myślę, że w przeciwnym razie żałowałbym, iż on nie mógł mnie oglądać na korcie.

źródło: tennis.life / gsp.ro / własne

Dodaj komentarz

UA-120295791-1