„Boli mnie serce, gdy widzę, że mój sport idzie w złym kierunku”. Pierwszy miesiąc funkcjonowania ITF Transition Tour

Na dobrą sprawę już w 2017 roku można było dostrzec pierwsze sygnały mówiące o reformie męskich rozgrywek ITF. Stała się ona faktem od początku 2019 roku, kiedy to został uruchomiony ITF Transition Tour. Czym motywowano wprowadzanie zmian? Głównym argumentem było ułatwienie graczom rozpoczęcia zawodowej kariery oraz lepszy podział nagród w zawodach ITF. Za nami miesiąc funkcjonowania rozgrywek w nowej wersji. Wprawdzie po tak krótkim czasie trudno ferować jakiekolwiek wyroki, ale wydźwięk jest prosty – jedyne, co słyszy się na temat Transition Tour, to skargi składane z wszelkich stron. Wygląda na to, że mamy do czynienia ze zmianą na gorsze..

Reformę rozgrywek w swoim poście na portalu społecznościowym Facebook wypunktował były dyrektor wykonawczy ITF, Dave Miley. To właśnie jego słowa będą naszymi głównymi argumentami co do tego, że Transition Tour jak na razie przynosi wspomniane powyżej – ZMIANY NA GORSZE.

Liczby

Zacznijmy więc o tego, iż miała wzrastać liczba imprez rozgrywanych pod egidą ITF. W 2018 roku w pierwszym kwartale rozegrano 114 imprez – w obecnym sezonie będzie to 98 zawodów. W kolejnym kwartale – 65 do 49 na niekorzyść 2019 roku. Rachunek jest prosty – w ciągu sześciu miesięcy odbędzie się o 32 turnieje mniej, niż miało to miejsce w roku ubiegłym. Co więcej – zmniejszono drabinki eliminacyjne, przez co mniejsza liczba graczy może walczyć o rankingowe punkty, a co za tym idzie: najzwyczajniej w świecie zarabiać.

Jakby absurdów było mało – spokojnie – dopiero teraz przejdziemy do tego największego. Uwaga – zawodnik, aby wziąć udział w turnieju musi zapłacić 40 dolarów. Tak więc wpierw nie myśli on o zarobku, a po prostu o tym, aby nie stracić wkładu. 40 dolarów to może i nie jest horrendalna suma, ale pamiętajmy, że tenisiści na poziomie ITF muszą wiązać koniec z końcem i przy średnio trzech startach w miesiącu (36 w roku) na wpisowe wydają 1440 dolarów. Sumę, o której wielu zawodników może pomarzyć..

Gra na szkodę amerykańskich uczelni

Tymi, których reforma dotknie w dużym stopniu, są tak szanowani przeze mnie tenisiści dzielący karierę z nauką w amerykańskich koledżach. Dla nich największym problemem jest fakt, iż ze względu na limit startów, ich ranking niekoniecznie odzwierciedla prezentowane umiejętności. Gdy drabinki eliminacyjne amerykańskich turniejów miały nawet 128 miejsc, to nie był to problem – kto chciał, to najczęściej mógł stanąć do rywalizacji, a co za tym idzie – najlepsi awansowali do turnieju głównego i mogli poszerzać horyzonty. Obecnie, przy zmniejszeniu drabinek, szansa, aby znaleźć się na liście nie posiadając rankingu ITF, jest wręcz niemożliwe. Wniosek jest jeden: mniejsza liczba graczy zdecyduje się „zamrozić” rozwój tenisowy, aby poświęcić się nauce, przez co mniej zawodników zdecyduje się na kontynuowanie nauki i postawi wszystko na jedną kartę. John Isner, Kevin Anderson, Nicole Gibbs, Danielle Collins – wiemy co ich łączy – wszyscy zdecydowali się na łączenie nauki z grą w tenisa. Mają szczęście, że robili to przed reformą. Kto wie, czy obecnie ktokolwiek z nich zdołałby się przebić..

Głos z wewnątrz

W bardzo dosadnych słowach zmiany w rozgrywkach ITF skomentowały dwie zawodniczki – Ana Vrljic (459. na świecie)  i Sesil Karatancheva (236. w rankingu WTA, niegdyś 35.).

Vrljic:

– Naprawdę chciałabym poznać osobę, która wpadła na ten pomysł i chciałabym jej pogratulować. Wszystkie zmiany, które zostały wprowadzone, nie mają racji bytu nawet w idealnym świecie. Gracze nie mają z nich żadnych korzyści! Szkoda, bo w końcu to my jesteśmy powodem, dla którego istnieje taka organizacja, jak ITF. Obecnie my, osoby grające na poziomie ITF, na dobrą sprawę straciliśmy nadzieję na dostanie się do elity. To jakiś absurd, ale wygrywając w roku 16 turniejów z pulą nagród 15 tys. dolarów będziemy plasować się jedynie w okolicy 270. miejsca na świecie. Wiem, że mój głos nie będzie brany pod uwagę, bo nie mam głośnego nazwiska. Chciałabym tylko, aby nasi następcy mieli prawo głosu i ich opinia była brana pod uwagę przy przyszłych zmianach. Boli mnie serce, gdy widzę, że mój sport idzie w złym kierunku.

Karatancheva:

– Oni [ITF] nie potrzebują żadnego z nas – nikogo z pierwszej setki rankingu. Potrzebują jedynie wielkich nazwisk i ogromnych zysków. Dokonując zmian spowodowali, że łatwiej jest o stabilność dla najlepszych, a rozwój młodszych oraz średnich tenisistów, jest wręcz niemożliwy. Czas, aby zrozumieć, że nasz głos nic nie znaczy, jeśli nie jesteśmy w TOP 10 i nie mamy grubych milionów na koncie. 

Ktoś posypie głowę popiołem?!

CÓŻ. Nawet szukając jakichkolwiek pozytywów zmian, ich się po prostu nie da dostrzec. Już po pierwszym miesiącu zmagań można zauważyć, że wielu solidnych tenisistów (bo do tego grona zaliczam zawodników z dawnego TOP 1000 rankingu ATP) postanowiło zakończyć karierę. Dlaczego? Sprawa jest jasna – o ile przed reformą dało się wiązać koniec końców, tak obecnie byłoby to awykonalne.

Mówi się, że prawdziwych mężczyzn ocenia się nie po tym, jak zaczynają, a po tym, jak kończą – miejmy nadzieję, że będzie tak i tym razem. Że osoby, które wpadły na świetny pomysł zreformowania rozgrywek, zachowają krztę oleju w głowie i zdecydują się słuchać głosu tenisistów. Jeśli tak się nie stanie, to może dojść do sytuacji, gdy za kilka lat organizowanie turniejów ITF nie będzie miało sensu, gdyż poza juniorami nie będzie chętnych do gry.

fot. USTA Florida

Dodaj komentarz

UA-120295791-1