Sport to zdrowie, inną prawdę Ci powiem! cz.2

Ivo Karlović źle się poczuł pewnego poranka przed turniejem rangi Challenger. Diagnoza była jasna – wirusowe zapalenie opon mózgowych. Ponad dwa tygodnie spędzone przez Chorwata w szpitalu, dwa miesiące poza tourem. Choroba skutkowała nieznośnymi bólami głowy, odrętwieniem i..


Tak, to nie jest żart. W jednym z wywiadów Ivo Karlović przyznał się, że w pewnym momencie nie widział kim jest, nie mógł powiedzieć swojego imienia i nazwiska. Dodatkowo tenisista nie miał czucia w ramieniu, nie można było się z nim porozumieć. Jego żona zadecydowała, że pojadą do szpitala. Podano leki przeciwbólowe, sytuacja się poprawiła i Dr Ivo tego samego dnia wrócił do domu. Koniecznym był jednak powrót do szpitala.

Samo postawienie diagnozy zabrało trzy dni. Gdy już się wyjaśniło, że chodzi o zapalenie opon mózgowych, lekarze nie dawali pewności, że wyjdzie z tego bez szwanku i będzie mógł kontynuować karierę.

Zacząłem trenować po miesiącu. Naprawdę nie wiedziałem, czy będę mógł jeszcze grać, dlatego teraz czuję się świetnie, nie mam żadnych stresów. To jak bonus. Każdy mecz, ta atmosfera jest jak bonus. Teraz to wszystko podoba mi się nawet bardziej.

 

Ivo Karlović do gry wrócił po trzech miesiącach, zaczynając od turnieju rozgrywanego na nawierzchni trawiastej w Newport. Eksperci nie dawali mu większych szans na powrót. Większość dziennikarzy twierdziła, że Karlović wykorzysta limit dzikich kart i powoli będzie zagłębiać się w Challenger Tour a po kilku miesiącach zdecyduje o zakończeniu kariery. Nic bardziej mylnego! Ivo w Newport zaliczył ćwierćfinał a dwa tygodnie później wygrał turniej ATP 250 w Bogocie nie tracąc ani żadnego gema serwisowego. W 2013 roku Chorwat zaliczył również półfinał turnieju w Moskwie, wszystko ułożyło się po myśli Dr Ivo. Trzeba przyznać, że tenisista miał bardzo dużo szczęścia. Karlović przed swoim powrotem był notowany na 155. miejscu w rankingu. Po dwunastu miesiącach jest w czołówce zawodowego tenisa i plasuje się w czwartej dziesiątce rankingu ATP.

Pod koniec 2012 roku świat obiegła informacja o chorobie czołowego deblisty Rossa Hutchinsa. U Brytyjczyka lekarze wykryli nowotwór krwi – ziarnicę złośliwą. O swoich dolegliwościach poinformował sam tenisista, poprzez portal społecznościowy.

Byłem niedawno na badaniach i wykryto u mnie ziarnicę złośliwą. Mam się dobrze, jestem pozytywnie nastawiony, mam doskonałą opiekę medyczną oraz wsparcie rodziny i przyjaciół.

Ross Hutchins do gry wrócił po dwunastu miesiącach przerwy. Przed chorobą deblista rodem z Wielkiej Brytanii najwyżej notowany był na 26. miejscu w rankingu. Obecnie zajmuje miejsce w drugiej setce a dokładnie 147. W obecnym sezonie warto odnotować zaledwie jeden dobry występ w turnieju rangi ATP w Monachium gdzie wraz ze swoim etatowym partnerem Colinem Flemingiem zaliczył finał. Według mnie losy Hutchinsa nie ułożyły się najlepiej, chociaż Ross szczególnie narzekać nie może, do czasu. Colin Fleming okazał się świetnym przyjacielem – od pierwszych turniejów po powrocie towarzyszy swojemu stałemu partnerowi przez co regularnie spada w rankingu. Przez pół sezonu Fleming z Hutchinsem zaliczyli zaledwie jeden dobry występ. Czy Fleming do końca okaże się przyjacielski i nigdy nie odmówi swojemu przyjacielowi, kosztem kariery deblowej?

Kilka dni temu o swojej problemach ze zdrowiem poinformował Dennis Kudla, który jeszcze w lipcu wygrywał Challenger w Winnetce, jednak tydzień temu był zmuszony wycofać się z turnieju w Binghampton. Powodem jest mononukleoza, która jest bardzo „popularna” wśród tenisistów. Po walce z tą chorobą zakończyć karierę musiał Mario Ancić, do gry nadal nie wrócił Robin Soderling. To są jednak rzadkie przypadki, większość daję sobie radę z mononukleozą, jednak trzeba pamiętać, że życie tenisisty nie jest łatwe. To co widzimy na korcie to dla nich odpoczynek, poza kamerami trenują kilka godzin dziennie, podróżują co tydzień, nie zawsze grając w ATP.

Dodaj komentarz

UA-120295791-1