Próba charakteru zaliczona. Trwa australijski sen Świątek
Kto o poranku nie emocjonował się debiutem Igi Świątek w imprezie wielkoszlemowej, niech pierwszy rzuci kamieniem. I kamieni nie widać. Po kilku godzinach emocje już na szczęście opadły i ze spokojem można obiektywnie ocenić wtorkowy mecz Australian Open przeciwko Anie Bogdan. Powiedzmy sobie wprost – ciężar gatunkowy tego spotkania był wręcz ogromny, a pomimo to 17-latka utrzymała nerwy na wodzy i tak jak zaznaczyłem w tytule – jej australijski sen trwa! Oby jak najdłużej..
Mecz pierwszej rundy Australian Open w wykonaniu Świątek wyłącznie utwierdził mnie w przekonaniu, że patrząc na aspekty czysto sportowe ma ona wszystko, aby stać się wielką tenisistką. Tajemnicą także nie jest, że Świątek jest po prostu lepszą zawodniczką od Bogdan, co gołym okiem było widać na korcie – tymczasem losy tego meczu nie były znane do ostatnich piłek, a Rumunka wcale nie była daleka końcowego triumfu – w końcu prowadziła w trzecim secie z przełamaniem.
Dlaczego więc jest mowa o tym, że „Świątek jest lepszą zawodniczką od Bogdan”? Otóż nasza rodaczka jest na takim etapie kariery, kiedy jakkolwiek to zabrzmi – umiejętności tenisowe nie zawsze mają kluczowe znaczenie. Było to widać we wtorek na korcie numer 19 – mimo, że Świątek dominowała, od niej zależało jak wyglądały wymiany, to jednak o końcowy rezultat musiała drżeć do ostatniej piłki.
I tutaj z czystym sumieniem należy pochwalić aktualnie 177. zawodniczkę świata – wprawdzie w decydującej partii przegrywała nawet 2:4, to jednak potrafiła sportową złość wykorzystać w dobry sposób. Całą złą energię skupiła na chęci poprawy rezultatu. Jak to w przypadku tenisistek stawiających pierwsze kroki w zawodowym tenisie bywa – mogło się to zakończyć zupełnie inaczej. Próbą szybkiego kończenia akcji, chimerycznymi atakami czy nawet rzucaniem rakietą.. i zejściem do szatni ze spuszczoną głową.
Ostatnie fragmenty tego starcia były spektaklem w wykonaniu Świątek – na ratunek przyszedł serwis czy nawet w jednej z akcji wolej. Wszystko zagrało tak, jakbyśmy śledzili zmagania zawodniczki obytej w bojach, a nie debiutantki w Australian Open, która zresztą po meczu przyznała, iż to nie był jej dzień, a przerwę medyczną wykorzystała na mentalne dojście do siebie – Przez cały mecz nie czułam się dobrze na korcie, miałam problem, żeby odpędzić od siebie negatywne myśli i skoncentrować się na pozytywach. Po tym, jak poprosiłam o przerwę medyczną, i miałam trochę czasu na ochłonięcie… Przyznam szczerze, potrzebowałam tej przerwy nie tylko ze względów fizycznych, ale też psychicznych. Po tym było mi o wiele łatwiej skoncentrować się na grze, zacząć od nowa – zdradziła w rozmowie z Antonim Cichym.
Zwycięstwo w debiucie @AustralianOpen może zdarzyć się tylko raz i Iga wykorzystała tę szansę. Zatem historyczna chwila, do której mam nadzieję kiedyś będziemy wracać mówiąc… a zaczęło się tak. Jestem z niej mega dumny. Charakter do końca! Brawo! #teamSwiatek ??? #teamWSG pic.twitter.com/TOGqje1l0m
— Artur Bochenek (@Bochen_WSG) January 15, 2019
Najlepiej byłoby, gdyby Świątek zostawiła ten mecz daleko za sobą. Skupiła się wyłącznie na tym, co przed nią – a w drugiej rundzie czeka ją trudne starcie. Jej rywalką będzie Camila Giorgi – złote dziecko włoskiego tenisa, które pomimo ogromnego talentu i „wejścia z buta” w świat WTA, następnie wypadło z obiegu na kilka miesięcy i teraz wykonuje drugie podejście.
Pod względem zachowania na korcie obie zawodniczki mają kilka podobieństw – obie nie tylko starają się przejmować inicjatywę w wymianach, ale także mają „gorącą głowę”. Można więc oczekiwać, iż będziemy świadkami chaotycznego oraz pasjonującego starcia, w którym lepsza będzie ta bardziej spokojna. O kwestie tenisowe nie powinniśmy się martwić – biorąc pod uwagę wyłącznie je Świątek nie ma się czego wstydzić! Napiszę to, co wałkuję od kilku dni – 17-latka do Melbourne nie poleciała po wynik, a przede wszystkim po doświadczenie! W związku z tym niech po prostu bawi się pojedynkiem z aktualnie 28. tenisistką świata i ponownie przedstawia się tenisowemu światu z jak najlepszej strony.
fot. Warsaw Sports Group