fot. Piotr Figura

Iga Świątek nie zagra w finale w Paryżu. Spokojnie – juniorski sukces to żaden wyznacznik

Iga Świątek, Iga Świątek, Iga Świątek i jeszcze raz IGA ŚWIĄTEK – tak wyglądają nagłówki sportowych portali w Polsce. Trudno się dziwić, skoro nasza najzdolniejsza tenisistka na każdym kroku pokazuje, jak ogromny potencjał w niej drzemie. Wysokie aspiracje mogła potwierdzić awansem do finału Roland Garros, co jednak się nie udało. Ogromnych powodów do smutku nie ma, bowiem poza samym tytułem mistrza wielkoszlemowego zyskać zbyt wiele nie można, a do stracenia jest dużo więcej.

Iga Świątek o swoim talencie dała znać już bardzo dawno, bowiem jako 15-latka dochodziła do ćwierćfinału juniorskiego Wimbledonu i US Open w grze podwójnej. Reprezentantka Polski zbyt długo nie zamierzała rywalizować na poziomie juniorskim, czego potwierdzeniem jest fakt, że w 2016 roku stanęła na starcie zawodów rangi ITF w Sztokholmie (pula nagród 10 tys. dolarów amerykańskich). Nikt nie miał jakichkolwiek oczekiwań związanych z jej występem, a ona zagrała jak rutyniarz i w swoim debiucie wygrała turniej. I w tym momencie trzeba pochwalić wszystkich, którzy należą do bliskiego otoczenia zawodniczki. Trenerzy, sponsorzy, rodzice, ludzie dobrej wiary. Najważniejsze w jej dalszym rozwoju było to, że Świątek nie zachłysnęła się tym sukcesem, nagle nie postanowiła rzucić wszystkiego i nie zdecydowała się na seryjne zawodowe starty. Wciąż rywalizowała w najważniejszych juniorskich rozgrywkach, a przede wszystkim skupiła się na edukacji – tej naukowej, jak i sportowej. W międzyczasie pojawiała się na zawodowych kortach i robiła niezwykłą robotę – w 2017 roku do swojej kolekcji dołożyła kolejne tytuły – zdobyte w Bergamo i węgierskim Gyor.

Dopiero o 2018 roku może powiedzieć, że Świątek przystąpiła do niego jako (prawie)pełnoprawna seniorka. Debiut w reprezentacji Polski w rozgrywkach Pucharu Federacji, sześć występów w turniejach ITF, dwa triumfy, łącznie 30 zwycięstw. Szczególnie tournee po Stanach Zjednoczonych było wyśmienitym rozwiązaniem. Świątek nie tylko zdobyła potrzebne doświadczenie, poznała nową kulturę, posmakowała życia w tourze, ale także miała okazję grać z naprawdę solidnymi zawodniczkami. Tutaj ponownie trzeba pochwalić doradców Świątek – cel podczas amerykańskich zmagań był jasny. Awans do TOP 400 rankingu WTA, co zarazem automatycznie da jej przepustkę do głównej drabinki juniorskiego Roland Garros.

Tegoroczne występy Świątek w zawodowych rozgrywkach

Tegoroczne występy Świątek w zawodowych rozgrywkach

Oczywiście – oczekiwania były ogromne – ale trzeba pamiętać, ze Świątek to wciąż 17-letnia zawodniczka, która ma jeszcze bardzo dużo czasu, aby wejść na odpowiedni poziom. Na Roland Garros radziła sobie świetnie, ale jak w każdym turnieju bywa, musiał przyjść kryzys. Na jej nieszczęście pojawił się on w piątek, kiedy rywalka, Caty McNally, bardzo wysoko postawiła poprzeczkę. O tej porażce wszyscy zapomnimy za kilka albo kilkanaście dni, kiedy to Świątek za sprawą kolejnych dobrych rezultatów pokaże, że to był wyłącznie wypadek przy pracy.

(Miejsce na pompowanie balonika, przewidywanie Idze wielkiej kariery, pisanie, że skoro w juniorach i ITF-ach radziła sobie tak dobrze, to wkrótce musi zostać wielką gwiazdą i następczynią Agnieszki Radwańskiej)

My Polacy mamy skłonność do pompowania balonika. Dlatego zostawiłem w tekście miejsce, gdzie każdy z Was, jeśli odczuwa taką potrzebę, będzie mógł wyobrazić sobie, że wciela się w rolę autora i przewiduje, jakie to wielkie oczekiwania spoczywają na barkach Świątek.

Sam półfinał wielkoszlemowego Roland Garros jest bardzo dobrym wynikiem, bowiem niewielu biało-czerwonym udawało się osiągać lepsze rezultaty. U chłopców na próżno szukać polskiego nazwiska wśród triumfatorów. Co oczywiście nie oznacza, że nie było ku temu okazji. Trzy lata z rzędu. W 2006 roku w finale zagrał Marcin Gawron, a w dwóch kolejnych sezonach schedę po nim przejął Jerzy Janowicz, który szczęścia próbował w 2007 roku na US Open, a w 2008 roku na French Open – we wszystkich trzech przypadkach nasi rodacy musieli uznać wyższość rywali.

Zdecydowanie więcej polskich akcentów w juniorskich rozgrywkach mamy wśród dziewczyn. Tą, która przecierała szlaki jest Aleksandra Olsza. Tenisistka z Katowic w 1995 roku sięgnęła po triumf w Wimbledonie, jednak jej seniorka kariera nie rozwinęła się tak, jak można było oczekiwać. W tym przypadku talent nie poszedł w parze z niczym innym, co jest potrzebne, aby osiągać sukces w tym sporcie, a Olsza jako 25-latka powiedziała „pas”.

Rok później najlepsza na juniorskim Australian Open była Magdalena Grzybowska, która podobnie jak Olsza, nie wykorzystała potencjału. Także i ona nie miała szczęścia, bo na jej drodze stanęły liczne kontuzje. Grzybowska wprawdzie była 30. zawodniczką rankingu WTA, to jednak było stać ją na wiele więcej – potwierdzeniem jest to, że licząc 23 wiosny rozegrała ostatni oficjalny mecz. Kilka lat później na pierwsze strony gazet trafiły siostry Radwańskie – wpierw Agnieszka, jako juniorska triumfatorka Wimbledonu oraz French Open, a następnie Urszula, która w Londynie zdobyła swojego jedynego szlema. Ich historii oczywiście przytaczać nie trzeba, bo wciąż trwa – one akurat skutecznie poradziły sobie z brzemieniem bycia mistrzyniom wielkoszlemową.

O komentarz w sprawie tego, jakie odniesienie mają juniorskie sukcesy w kontekście zawodowej kariery zapytałem między innymi redaktora naczelnego portalu Tenis Klub, Adama Romera:

Trudno jednoznacznie ocenić czy sukcesy w juniorskich imprezach wielkoszlemowych mogą pomóc bądź przeszkodzić. Można powiedzieć, że te turnieje są swego rodzaju oknem wystawowym, ale trzeba do nich podchodzić z dystansem. Pamiętajmy, że rywalizują w nich zawodnicy, zawodniczki wyłącznie z dwóch, trzech roczników. Dopiero wejście w zawodowy tenis jest prawdziwym testem. Najlepszym tego przykładem jest Daniel Elsner, który jako junior wygrał trzy imprezy wielkoszlemowe z rzędu i był to dla niego swego rodzaju gwóźdź do trumny. Szybka sława, narkotyki, wszelakie problemy. Następnie próbował wrócić do poważnego tenisa, grał nawet we Wrocławiu, ale bez większych sukcesów. Iga Świątek na start w Roland Garros nie zdecydowała się ze względu na rankingowe punkty ITF, bo one nie są jej potrzebne. Taki występ jest dla niej szansą na „przedstawienie się” szerszej publiczności i na stworzenie marki, którą i tak już sobie wyrobiła wcześniejszymi rezultatami.

Nikt nigdy nie powiedział, że sukcesy w juniorskich rozgrywkach, to przepis, recepta, albo zapewnienie, że podobnie będzie się wiodło w zawodowym tenisie. Sport już wielokrotnie dawał dobre przykłady tego, że umiejętności to wyłącznie jeden z wielu aspektów, które trzeba posiadać, aby mieć szansę na powodzenie i zrobienie kariery. Przede wszystkim trzeba dojrzeć, a wielu triumfatorom juniorskich imprez wielkoszlemowych sukces mącił w głowie i skutecznie odebrał ogromne możliwości. Miejmy nadzieję, że w tym gronie nie będzie Świątek, której kariera jak dotychczas jest prowadzona podręcznikowo! A może i dobrze, że na Roland Garros triumfować się nie udało…

fot. Piotr Figura

Dodaj komentarz

UA-120295791-1