„Djokovic gate”. Sprawa, która wykracza poza sport

Od momentu, gdy Novak Djokovic poinformował o tym, że wyrusza w podróż do Australii, minęły zaledwie dwa dni. Natychmiast rozpoczęto dyskusje, pojawiały się kolejne kontrowersje. Chyba jednak nikt nie mógł się spodziewać, że w tym czasie lider rankingu ATP nie będzie mógł wyjść z lotniska, będzie zamknięty w izolacji, następnie deportowany, aby koniec końców przebywać w hotelu dla uchodźców. Można dyskutować o słuszności tego, czy Serb w ogóle powinien dostać specjalną przepustkę do Australii, ale to, co ma aktualnie miejsce i czym żyje cały świat, nigdy nie powinno się wydarzyć.

Zacznijmy jednak od początku. Już od kilkunastu dni debatowano na temat tego, czy Novak Djokovic weźmie udział w wielkoszlemowym Australian Open. Miało to związek z tym, że – choć Serb nigdy nie powiedział tego oficjalnie, nie jest zwolennikiem szczepień na koronawirusa. I tutaj mały przerywnik – nikt nie ma prawa go oceniać, jest to wyłącznie jego decyzja. Jego problemem w kontekście występu w Melbourne było jednak to, iż obostrzenia australijskiego rządu są jednoznaczne – to ich kraju nie może wjechać nikt, kto nie jest w pełni zaszczepiony.

Djokovic 4 stycznia w mediach społecznościowych pochwalił się, że wyrusza w podroż do Australii, bowiem dostał „specjalne pozwolenie”. To wszystko co wiedzieliśmy – błyskawicznie pojawiły się oświadczenia organizatorów Australian Open, czy organizacji Tennis Australia, że takie zezwolenie można dostać z powodów medycznych. Jakie to były powody, nie wiemy do teraz.

W mediach zawrzało, bo przecież ze startu w Australian Open musiała zrezygnować Natalia Vikhlyantseva, która choć jest w pełni zaszczepiona, to preparatem Sputnik, który w Australii nie jest uznawany. W podróż do Melbourne nie wyruszył hinduski junior, Aman Dahiya, który mimo, iż chciał się zaszczepić, aby spełnić potrzebne warunki, to jednak nie mógł tego zrobić, gdyż w jego kraju nie rozpoczęto jeszcze programu szczepień dla osób poniżej 18. roku życia. Dahiya także poprosił o specjalną zgodę na przylot do Melbourne, jednak jej nie uzyskał. To jedynie pojedyncze przykłady, które pojawiały się w dyskusji pt. „Są równi i równiejsi?”

Można było się spodziewać, że skoro Djoković dostał owe pozwolenie, to bezproblemowo wyląduje w Australii – dyskusja na temat słuszności nadal będzie się toczyć, ale wyłącznie w tle. Tymczasem sprawy nabrały nieoczekiwanego obrotu – zaczęło się od tego, że Djokovic i jego sztab szkoleniowy złożył niewłaściwe wnioski wizowe, które nie pozwalają na wejście na teren Australii osobom ze specjalnym pozwoleniem. Kilkanaście minut później ojciec Djjokovicia w serbskich mediach poinformował, że jego syn jest zamknięty w izolatce, bez dostępu do telefonu, a wejścia do niej broni dwóch policjantów. W tle pojawił się drugi problem – mianowicie Djokovic nie przedstawił odpowiednich dowodów medycznych na to, że może otrzymać specjalne pozwolenie. W jego przypadku miało się ono opierać na tym, iż w ciągu ostatnich sześciu miesięcy przeszedł koronawirusa, co dla urzędników okazało się niewystarczające.

Wówczas pojawiła się informacja o tym, że Djokovic będzie deportowany do Serbii, co jednak nie nastąpiło, bowiem jego prawnicy przygotowali apelację w tej sprawie. Po kilkunastu godzinach spędzonych na lotnisku, lider rankingu ATP został przeniesiony do hotelu Park, gdzie przebywają osoby starające się o azyl uchodźcy. Będzie tam przynajmniej do poniedziałku; wówczas ma poznać decyzję, co do swojej najbliższej przyszłości w Australii. Chyba można było tego uniknąć, prawda?

Wnioski w całej tej sprawie nasuwają się same – brak jakiejkolwiek konsekwencji w działaniu różnych podmiotów. Djokovic dostał specjalne pozwolenie od Tennis Australia – przyznano mu je na podstawie opinii dwóch niezależnych paneli medycznych, podczas, gdy rząd federalny miał kilka razy (na piśmie) dawać tenisowej organizacji do zrozumienia, że przebycie COVID w ciągu ostatnich sześciu miesięcy nie jest powodem otrzymania zwolnienia. I o to się wszystko rozchodzi – sprawę wizową, którą przytoczyłem powyżej, udało się rozwiązać. Teraz jedynym powodem tej ogromnej afery jest to, że Djokovic, który miał podstawy do tego, aby sądzić, iż może pojawić się w Australii, według rządu pojawił się tam bezpodstawnie, gdyż nie respektuje on jego powodów nie bycia zaszczepionym.

Dodaj komentarz

UA-120295791-1